środa, 31 grudnia 2014

Na koniec roku

Życzę Wam tego czego mi brakuje,a gdy mi tego brakuje  jest mi żle...A więc życzę Wam dużo sił,tych fizycznych i psychicznych, by móc zmagać się z przeciwnościami losu...tym samotnym byście wreszcie spotkali kogoś dla kogo będziecie naprawdę ważni ,kogoś kto będzie na was patrzył z czułością i miłością,kogoś komu przebywanie z Wami będzie sprawiać nieziemską przyjemność...kto Was będzie po prostu kochać.Kogoś kto będzie chciał z Wami spędzać Sylwestra, chodzić na wieczorne spacery...
Zdrowia duuużo,bo bez tego nie ma życia ,zdrowia dla Was i tych których kochacie,bo najgorsze co może być to zmartwienia i ból.Więc wszystkiego NAJLEPSZEGO i SPEŁNIENIA MARZEŃ
 na ten nowy 2015 !

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Na koniec

Dawno mnie tu nie było i szczerze coraz bardziej nie ma sensu pisać tego bloga.I coraz bardziej mi się nie chce.Czy ma być monotematyczny?...czy jak to sie tam pisze. Moje zakichane życie jest zakichane z małymi przerywnikami radości.Taka marchewka na kijku,ktorej dogonic i nijak nie mogę, ze sznurka nie da sie zerwać...
Zwyczajnie ryczeć mi się chce. Patrzę na koleżanki jakie piękne życie prowadzą.Normalne czyli ,jak każdy ich rówieśnik sprawny,nie muszą z niczego rezygnować,podróżują,spotykają się z ludzikami kiedy chcą a nie jak im pogoda na zewnątrz pozwoli,chodzą na imprezy wszelkie, do kina,koncerty ,wychodzą zimą kiedy chcą...Tak boli mnie ,że ja tego nie mam.Tylko choroby i zmartwienia.Zmartwienia i choroby,jeśli ja jestem zdrowa to mama choruj ... Nigdy nie byłam na żadnej noworocznej zabawie... A chciałabym choć raz być z przyjaciółmi czy znajomymi ,śmiać się i niczym nie przemować. Jakoś inaczej spędzić ten czas niż w domu .Jedna ze znajomych napisała- Jestem za młoda by spędzić Sylwestra z rodzicami przed tv ...I to prawda...Całe niemal moje życie spędzam jak emerytka,takie są moje Sylwestry,bardzo ich nie lubię.Bo w tedy czuję się bardzo samotna... Kiedy przyjdzie czas na mnie??? KIEDY? Czym zawiniłam,że tak ciągle mam?... 

niedziela, 14 grudnia 2014

Ten trudny czas

Rozczarowana?
Nawet nie wiem czy potrafię to odczuć.Wiele przeszłam rozczarowań,już tak wiele,że już nie nastawiam się,że mi się uda.Jedak ten ból gdzieś wraca,jest i drąży tunele...
W prawdzie była nadzieja,uda się,uda się tym razem.Nawet już ten wypragniony koncert tak nie cieszył jak perspektywa pójścia do kościoła.Bo ja już nie byłam w święta na mszy  kilkanaście długich lat.A święta z mszą w tv to nie to samo co na żywo.I teraz pojawiła się dobra dusza ,która chciała pomóc mi wyjść z domu.Bez tej pomocy byłoby to niemożliwe.W ubiegłych dwóch latach było zdrowie ,ale nie miałam jak wyjść,a teraz gdy mam...ech...
Spodziewałam się normalności.Czyli nie chorowania w drugiej połowie grudnia.
Za wiele oczekiwałam?Chyba tak.
Marzyłam o byciu na koncercie Doroty Osińskiej ,niestety nie pójdę...
Chciałam odwiedzić Ciebie Panie w Twoim domu,ale chyba wcale nie jestem tam potrzebna...
Właściwie czemu bym miała być... Może jestem nikim, ale bardzo chciałam.
Chciałabym mieć piękne święta,z pięknie udekorowanym stołem...porządkiem w koło i mszą w święta.Wystrój jest ważny ale i duchowość też,bez tego coś jest brak...Mi brak bardzo...tego wszystkiego.

niedziela, 7 grudnia 2014

Na Adwent

Odsłuchałam dziś pewnego kazania. Na adwent jak znalazł; bardzo dobre trudne ,bolesne ,aczkolwiek prawdziwe i mądre.
I jeszcze się Wam pochwale jaki piękny prezent dostałam od przyjaciela . I wybrał prezent w moim ulubionym kolorze.Jest śliczny i tak śliczny jak cukiereczek i taki inny .


Jakie to miłe być w sercu i pamięci bliskich nam osób...Oni są w moich.

piątek, 7 listopada 2014

Jesień

Od długiego czasu nie mogę się pozbierać emocjonalnie po pewnym wydarzeniu w moim domu... usłyszałam tyle przykrych słów pod adresem mamy i swoim i choć wiem o pewnych racjach tej drugiej strony,to uważam,że pewne rzeczy [jeśli się chce komuś pomoc] powinno się robić z sercem,bez nerwów i mówić uważając na czyjeś uczucia,a nie rozwalać wszystko jak buldożer. Trzeba pomagać ze zrozumieniem ,mieć empatie,...Powinnam się pozbierać do kupy, jakoś motywacji brak,bo widzę jak bardzo nie pasuje do tego świata...jak odstaje od normy ,jestem za wrażliwa, nie umiem inaczej.Serce mam na dłoni...
Tylko idioci są tacy... Najpierw dbam o innych a póżniej o siebie,a powinnam być egoistka .Staram się wszystkich rozumieć i patrzeć na racje każdego,a może powinnam się postawić tylko po stronie jednej osoby.
?...A jeśli racje po trochu maja obydwie ? Próbuje wytłumaczyć jednej osobie ,że ta druga trochę tez  ma racji , to dostaje po łbie i słyszę ,,nie rozumiesz ''. Co rusz to słyszę o najbliższych, może faktycznie mam jakiś defekt... nie warto ,już mi się nie chce  odzywać,wolę słuchać ,niż mówić co czuję , wyrażać swoje zdanie , bo po co mam ranić...po co rozmawiać jak ,,nie rozumiem'' . Jestem miedzy młotem a kowadłem... 
Znów czuje,że zostaje w tyle... ostatnio uświadomiłam sobie ile czasu upłynęło ,że dzieci moich rówieśniczek są już prawie dorosłe.Wnuki mojej cioci nastoletnie...Przyjaciele zakładają rodziny ,myślą o małżeństwie... Świat się zmienia a ja ; moje życie nie...niewiele. Staram się żyć ,jakoś .Żyje w tej cholernej bańce zmęczona życiem...Zamiast umawiać się na randki będąc nastolatką jak moje rówieśniczki, flirtować, robić szalone rzeczy [i tak bym nie miała z kim] to chorowałam,co rok,miesiąc ...jak nie zapalenie płuc to grypa i tak w koło przez lata...ile może znieść jeden człowiek... Ile bitew przejść bez szwanku ? Znieść wiele i owszem,ale takie rzeczy zostawiają głęboki rany .
Wiem ,że czeka mnie DPS w przyszłości...a może będzie mi dane umrzeć szybciej? Ale to moja mamę by zabiło..więc nie chce.Wiem,wiem,powiecie ,że nie ma co myśleć o tym co nastąpi kiedyś...może i racja...Jednak każdy myśli o przyszłości ,choć mimochodem...wyobraża sobie,że będzie z kimś ,że będzie rodzina,lub chociaż mąż... Wiem smęce , jestem nudna a powinnam być dzielna i wesoła pomimo wszystko...ale jak nie ma się poczucia bezpieczeństwa przez długi okres czasu ,to jest to trudne do odnalezienia w sobie.

niedziela, 2 listopada 2014

Podziękowanie

Na koncie fundacji Dzieciom pojawiły się pieniążki z rozliczeń podatkowych.
Dziękuję wszystkim darczyńcom za odpisywanie dla mnie 1% podatku oraz za darowizny.Nawet nie wiecie kochani jak mi to pomaga.Czeka mnie zakup nowych poduszek przeciwodleżynowych oraz kolejnych części materaca przeciwodleżynowego. Więc przede mną  duże wydatki i bez Waszej pomocy ,bez tych wpłat, byłoby mi bardzo trudno zdobyć fundusze na ten cel.
Jeszcze raz bardzo,bardzo serdecznie dziękuję.

poniedziałek, 13 października 2014

Zegar tyka

Minęło sporo czasu od ostatniego mojego wpisu i sporo się wydarzyło.
Mama trafiła do szpitala z poważnymi podejrzeniami sercowymi. Ja z zawrotami leżałam w domu.
Uświadamianie mi przez bliskich tego co już wiem; że gdy z mamą na dłużej coś się stanie to nie będzie miał się kto mną zająć.Mam tą świadomość od dawna.Wiem,że albo umrę pierwsza,albo trafię do domu opieki.
Brat nie ma ani warunków ,ani możliwości ,ani zdrowia by się mną zająć,ja zresztą bym nie chciała. Zabiłaby mnie świadomość jak mu niszczę życie.
Z resztą opieka nad taką osobą jak ja, to żadna przyjemność. Trzeba nieżle przeorganizować życie by stworzyć sobie i osobie którą się opiekujemy normalną w miarę codzienność.
Dopiero gdy zabrakło mamy w domu zauważyłam to o czym zapomniałam,jak ona sobie świetnie radziła przy mnie.Inni sapią przy moich 34 kg.Jak trudno było innym nauczyć się układania poduszek tak by leżało mi się wygodnie i inne sprawy.Teraz mama jest w domu ,ale nadal nie jest w stanie praktycznie nic  przy mnie zrobić.Badanie ,które miało jej pomóc w zasadzie zaszkodziło. Ja przez ostatnie tygodnie leżę,siadam sporadycznie.Żyję na godziny,nawet sikam na godziny...To męczące.Zgubiłam przez ostatnie tygodnie nadzieję,ten mały procent niezależności, ,dobrej samo oceny  i uświadomiłam sobie wiele rzeczy tak bolesnych dla mnie... Nie będę tu nikogo zanudzać swoimi przemyśleniami. Nawet nie chcę.
Przez ciągłe leżenie na jednym boku nabawiłam się zapalenia ucha,problemów z drugim uchem,jakiś dziwnych  odparzeń. I jedyną moją odskocznią są robótki ręczne i komputer.Siadam co kilka dni o 14.30 i dłubie do 21.00 bo pani która się mną zajmuje przychodzi 3 razy na dzień.By mnie ubrać i ułożyć [co 5,pół godziny],po południu i na wieczór by przebrać w piżamę i ułożyć do spania.
Robótki ręczne to  jedyna rzecz sensowna teraz ,ktoś przychodzi i mówi zrób to dla mnie,to miłe .To jedyne co umiem...
Chciałam podziękować wszystkim ,którzy starali się mnie odwiedzać w tym trudnym dla mnie czasie i dotrzymywać mi towarzystwa .Tym którzy dzwonili by pogadać i w ten sposób zająć mi czas.Za przynoszone mi frykasy,ciociom ,przyjaciółce Ewie.i jej mamie.Bardzo ,bardzo dziękuję.Oraz dziękuję Pani  M.za opiekę w weekendy .Dziękuję za pomoc mnie i mamie.
Jak to się mówi,przyjaciół poznaje się w biedzie.


środa, 10 września 2014

Nie chcę

Powinnam pisać o miłym spotkaniu ,które niedawno się odbyło,choć nie odbyło się bez grzytów .Bez komentarzy pod moim adresem po których czułam się dość niekomfortowo.Zignorowałam to i  mimo tego było fajnie,mimo to się uśmiechałam ,było gwarno.Chciałam trwać w tej chwili,w tych godzinach z moją paczką . Jednak wszystko się skończyło,przeminęło. Zostały zdjęcia...
Próbuję nadać sens swojemu życiu,ale im bardziej próbuję tym bardziej go nie widzę... wszystko mnie drażni,najbardziej odbija się to na mamie.Nie mogę poradzić sobie ze sobą .Najbardziej mi pasuje milczenie... Nie mam ochoty się angażować w dzienniki informacyjne ,bo tam same wkurzające rzeczy...Nie chce mi się chodzić spać i rano wstawać... wstawać i coś robić...Nie mam na to sił i motywacji, tylko czasem mam ,gdy się bardzo , bardzo postaram.
Stoję znów w miejscu ,moje nogi znów przyrastają do podłoża ,a ja chcę odfrunąć bardzo,bardzo daleko.
Odkryć coś dla siebie ,odnależć kawałek swojego świata. Moje kol z SMA tak super sobie radzą...wszystkie takie mądre i eleganckie... albo podróżują,albo są zakochane ze wzajemnością ,albo żyją pełnią życia,mało co je ogranicza... żyją normalnie,pracują ,robią coś co potrafią. Chodzą na koncerty,wystawy ,spacery...A ja myślę co ja potrafię?... Ale TAK NAPRAWDĘ,CO? Nic dostatecznie dobrze,by ktoś to chciał czy potrzebował... nie umiem pisać książek ,nie umiem układać ładnie słów... nie umiem śpiewać by wyśpiewać wszystko co czuję ...Nawet nie umiem namalować tak jak bym chciała,choć powinnam umieć,bo tylko to potrafię,teoretycznie.... Nie chcę czuć się tak jak się czuję od tylu miesięcy...
Nie jestem tak silna jak inni,skończył mi się limit na nadzieję,na wiarę w marzenia ... i miłość...na życie też się kończy ,kontrolka już miga,nie chce mi się... serce się wyrywa ,drży .Uśmiecham się mówię,że git, ale nie jestem z kamienia,zatyka tak boli gdy myślę o realnym życiu,nie przysłoniętym marzeniami.Tak dobrze weszłam w rolę siłaczki,że nie umiem z niej wyjść ,nie pozwalając sobie na łzy.Wstydzę się ich sama przed sobą...płaczą tylko słabi ,płaczą dzieci. Kiedy płaczę jestem jak dziecko,obdarte z woli bycia silnym.Nie mam nic ,jestem naga i bezsilna ...

piątek, 15 sierpnia 2014

Czwartkowy wypad

Dziś byłam w Bydgoszczy.W moim ulubionym mieście.Pomyślicie, czemu akorat to miasto?
A ja po prostu mam mnóstwo pozytywnych wspomień związanych z ludzmi ,którzy zamieszkują Bydgoszcz.
Mój ukochany wujek mieszka w Bydgoszczy,mam tam wspaniałe kuzynostwo ,które zawsze będzie  bliskie memu sercu. Zaprzyjażnione osoby oraz przyjaciół .I jak nie kochać tego miasta?
Zresztą uważam,że jest całkiem ładne,choć pewnie są ładniejsze.
W moim ulubionym mieście mam ulubiony sklep,artystyczny na Długiej, teraz mam też ulubioną lodziarnię-od dziś. Jakie tam są pyszne lody! Trudny był wybór ,bo nie zjem więcej niż jedną gałkę,wiec decyzja była trudna. W końcu zdecydowałam się na śliwkę w czekoladzie.Dobre ,nie jakieś zasładzające człowieka lody. Przy następnych odwiedzinach kupię ,,sernik z rabarbarem''. Lubię poznawać nowe smaki i próbować czegoś co nie znam a co brzmi smakowicie...
Póżniej poszłyśmy koło fontanny ,,Potop'' przyznam się szczerze,że myślałam,że jest bardziej rozbudowana na boki,ale i tak mi się podoba...choć dno samej fontanny mi się nie podoba,ponieważ jest intensywnie niebieskie,takie szpetne,lepsze  byłoby białe.Teraz chyba  wszystko co niebieskie,kojarzy się ludziom  z krystaliczną czystą wodą. Każde wnętrze fontanny musi być niebieskie jak basen,wrrry.
Siedząc na ławce,obserwując chmary gołębi pod krzakami ,które tam się wygrzewały i konsumując lody dojechał do mnie i do A . mój przyjaciel  .Fajnie,że P.mimo napiętego grafiku zechciał,choć na godzinkę przyjść, zdążyłam jedynie popatrzeć mu w oczy, i zamienić dwa słowa,może trzy . Pokazał mi ładny kościółek,bardzo malutki,stary zabytkowy. Póżniej wrócił do swych spraw a my czyli ja ,A. i K.. poszłyśmy do Sowy coś zjeść.Ja nie jadłam,ja trawiłam nadal gałkę lodów.Doszła do nas moja przyjaciółka M ,którą dziewczyny też nie znały. Po obiedzie rozstałyśmy się z K. a M.  poszła z nami na Długą do sklepu plastycznego.No i tam się zasiedziałam. Tam jest wszystko co Heecha lubi pod słońcem. Jak sklep z cukierkami. Po drodze wstąpiłam do veritasu. Rany tam też mogłabym stracić małą fortunkę na te wszystkie książeczki o przyjażni czy miłości oraz przepiękne kartki z sentęcjami...
No i niestety czas było wracać... Dotarłam do domu o 19 .00 a tak poza tym  postanowiłam wyjechać mimo niezbyt wiadomych prognoz. Miało lać i dopiero po południu się przejaśnić.O 9 jeszcze było pochmurnie i bardzo wietrznie.Na szczęście gdy dojechałyśmy na miejsce wyszło słońce i zostało  tak do 19 wieczór. A ja byłam gotowa wyjść na deszcz wiatr ,na podbój pogody.
To moje 2 sierpniowe wyjście,oby nie ostatnie.
 A to moje nabytki
 Do koralików zawsze mi się oczy świecą,
Jednak kupiłam mi je i cały komplet passe partout
moja przyjaciółka. Choć naprawdę nie chciałam,ale uparła
się w sklepie i co zrobić. Dziękuję M.
 Nowe pędzle do malowania .

piątek, 1 sierpnia 2014

Popołudniowe przemyslenia

Upał za oknem,kolejne dni ociekają żarem z nieba a ja nie korzystam z tych uroków lata ,z promieni słońca...Często jest na dworze po prostu lżej,chociażby wieczorami...
Jak to znoszę? ,staram się zachować spokój ,jednak nie jest to łatwe gdy czytam ,że ten czy tamten pojechał nad morze,póżniej gdzieś indziej i jeszcze indziej na drugi koniec Polski ... Najgorętsze lato przesiedzę w domu. Gdybym tak mogła wyjść choć 2 razy na tydzień byłoby mi lżej.
Zagłuszam moją tęsknotę za świeżym powietrzem i spacerami wszelkimi sposobami,dziś muzyką,trochę rysowałam,wczoraj dużo siedziałam i też rysowałam,jednak przez okno wlewa się upalne słońce. W pokoiku duszno ...Trudno zapomieć,że to lato .
W lipcu wyściubiłam nos za drzwi  4 razy- 12,17, 26 i 28.Teraz czekam na drugi tydzień sierpnia ,bo po 11 kroi mi się wycieczka do ulubionej Bydgoszczy.Chcę zobaczyć nową fontannę ,,Potop''i połazić po mieście,odwiedzić sklep Storm z przyborami do robótek ręcznych.
Postaram się też poprosić ojca by pomógł mi wyjść z domu na kilka godzin .Jednak zrobię to dość niechętnie,bo już kiedyś [kilka lat temu gdy go prosiłam] usłyszałam ,że mu się nie opłaca przyjechać 15,2 km.Mogę mu przecież oddać za tą benzynę,którą na przyjazd tu by stracił. A tak swoją drogą  Sz.  tak nie kalkulował,z czystej serdeczności gdy do mnie przyjeżdżał wynosił mnie na dwór  i wracał po 2 -3 godzinach gdy  wszystkich swoich podopiecznych odwiedził ; fatygował się nadrabiał drogi . Nie musiał,nie miał obowiązku a było to o wiele więcej km niż 15. A jednak chciał bym trochę była na dworze...Gdyby nie dobre dusze i moi przyjaciele nikogo bym nie obchodziła.Nikt by się nie przejmował,że gniję w 4 ścianach...
Za rok chciałabym pojechać do Wrocławia do budowanego w zoo Afrykarium-Oceanarium.
Jednak to mrzonki  Chciałabym pojechać do Krakowa i to też jest mało realne marzenie,bo zwyczajnie nie mam z kim.Nawet gdybym uciułała kasę na hotel by się na weekend zatrzymać ,to i tak brak chętnych by tam ze mną pozwiedzać .

poniedziałek, 28 lipca 2014

Zfrustrowana

Moja mama dziwi się,że  dla mnie duże znaczenie ma zdanie mojej G,że dzięki niej mam więcej wiary w siebie.Złości się,że ona mówiła mi podobnie ,że w czymś mi dobrze ,a że o tym zapomniałam,że ona twierdziła podobnie.Mam ochotę brzydko powiedzieć. Gówno prawda!
Zazwyczaj jak coś chciałam to słyszałam,że nie ,bo tak będzie nie ładnie.Pokazywać rami żle,bo to taka niedbałość,że lepiej i korzystniej,jak nie będzie widać.To nie jest budowanie czyjejś wiary w siebie.Wręcz pojawia się niepewność i wątpliwości.
I teraz powtórka z rozrywki. Kilka lat temu pierwszy raz udało mi się kupić leginsy,które nie wiszą mi na nogach.Ładne turkusowe.Założyłam je na turnusie z długą tuniką. Mówiła,że ładnie mi,że dobrze się moje  nogi prezentują,że to ja wymyślam,że niby nie mogę,że mi brzydko a nie ona,oczywiście nie lubię swoich chudych nóg,ale jakoś nikt nie przekonywał mnie też ,że jest inaczej ,a ja tego potrzebowałam...A co dziś słyszę gdy chcę założyć te leginsy ??? ,że nie,że tylko w domu,kręci nosem,że na wyjście się nie nadają...I jak ja się mam czuć?Jak mogę jej wierzyć? Wychodzi na to ,że w niczym mi nie jest dobrze,tak czasem przynajmniej się czuję. Jak cię ktoś będzie niósł czy będzie dobrze leżeć?...Wiesz,że ja chcę dobrze dla Ciebie.Nie wiem...Co rusz mówi co innego.
Dziś ma przyjechać dawno niewidziany gość,jest upał i chciałam założyć coś lekkiego,nie cholerne dzinsy,nawet te letnie będą za ciepłe. Jestem rozgoryczona a miałam cieszyć się tym dniem a nie ....ech. Rodzice i ich dobra dla nas.... Z jednej strony mama jest mi pomocna i kupuje mi dużo ciuchów ,sobie nie kupi a mi tak ,takich co chcę ,nawet czasem gdy nie powinna to coś mi kupuje [a ja próbuję jej wybić to z głowy,a z drugiej strony nie pomaga mi za bardzo budować dobrej samooceny...Wiem chce dobrze według swojego poczucia smaku czy własnego gustu. Oczywiście czasem próbuje mi narzucać swoje ,ale bardzo się przed tym bronie.
To samo mam z goleniem nóg,po co Ci to, włosów nie masz i robi focha,naburmusza się. Jak dziecko.  Mam już dość,ogolę te cholerne nogi ,chociażby po to ,by postawić na swoim ! By się lepiej poczuć sama ze sobą,bo chyba to jest najważniejsze ! Mama ma golusieńkie łydki ,natura była dla niej łaskawa. Nie każdy tak ma.Mam ochotę podwinąć nogawki a nie podwijać, bo nie mogę z głupiego powodu .

sobota, 19 lipca 2014

Po mimo...

Pomimo takiego a nie innego stanu ducha opiszę cudny dzień czwartkowy. Kocham wodę i najlepszą rzeczą którą stworzył Stwórca jest woda. Jako ,że mam SMA nie mogę się tą miłością cieszyć,nawet tej milości nie mogę rozwijać... ironia losu,większość miłości muszę w sobie tłumić i zabraniać im instnieć...
Jednak ten dzień czwartkowy był niespodzianką dla mnie.
G.  napisała:
Zabierz opaskę na włosy,ciepłą bluzę i apaszkę .Przyda Ci się bo będzie byjać...
Bujać?
Bujać może w powietrzu i na wodzie...na wodzie! Wielki banan pojawił się na mej twarzy ,ale starałam się
nie kombinować za daleko wyobrażnią ,bo może to nie woda...a  cokolwiek będzie ,będzie fajnie,byle po za domem.
Pojechaliśmy nad jezioro z wypożyczalnią rowerków wodnych.Kiedyś ,raz pływałam z bratem i kol na rowerku. To była ekstremalna wycieczka,bo rowerki były niskie,pedałowało się pol leżąco.Nie wiem jak brat mnie utrzymał , na kolanach,było nie wygonie ,ale wrażenia super. Teraz ten model rowerka był jak ferrari ,duży i wygodny.
Ułożenie sie nie było początkowo łatwe,trochę przechylałam sie na lewo i widziałam tylko to co przedemna i na lewo,gorzej było z patrzeniem w prawo.Nie siedziałam w pionie ponieważ foteliki taki miał kształt i  pod głową nic nie miałam i nie mogłam jej utrzymać samodzielnie ,więc ręcznik powędrował pod mój kark i siedziałam mocno zsunięta. Było bardzo wygodnie. Ruszylismy w nasz rejs.My babeczki z tyłu,a naszym kapitanem był K.Ubranka się nie przydały bo dzień był bardzo upalny.



Wypłyneliśmy na środek jeziora,wiatr nawet ustał.Opalałam się G. i K. czasem chlapali mnie wodą a gdy zachodziło słonko lekko za chmurkę pojawiał się przyjemny wietrzyk. K. kilka razy wskoczył do wody,och jak bardzo chciałam zrobić to samo... Tak w połowie naszej pływackiej wycieczki się poprawiałam i tak dobrze to zrobiłam ,że mogłam patrzeć swobodnie i na lewo i przed siebie i na prawo. Pływaliśmy półtorej godzinki. Póżniej zeszliśmy na stały ląd pod parasol. Obserwowałam ludzi i niestety pomyślałam o kimś,tego kogoś życiu jak ono będzie wyglądać za jakis czas ...ale otrząsnęłam się zaraz odganiałam nostalgie ... na lądzie te wszystkie myśli zostały,woda mnie kołysała i pozwalała wszystko zostawić za sobą. Ląd jak to ląd ,stąpa się po nim twardo,wraca realizm życia...
Moje chude nóżki,jeszcze tu blade...
Z perspektywy mojego leżaka. Tak dobrze mi tam z nimi było. Cały dzień z moją kochaną 
Parą Młodą...

piątek, 18 lipca 2014

Zastanawiam sie...

Po co ten blog...po co te posty? Po co komu moje sprawozdania z wypadów... rozterek życiowych...po co?
Pisze czasem o pierdołach-tak mogą odczytywać to postronni , moich wydarzeniach z życia ,może mało istotnych  dla innych, tych radościach które pomagają mi dalej żyć  i znajdować jeszcze w tym życiu jakiś sens...Lecz w glowie tyle się dzieje ,tyle pokoi bez tapet,bez barw. Lęków i znaków zapytania bez odpowiedzi... Czasem boję się co dajej,czy zdołam się oswoić z tym co nieuniknione? Czy wespne się na swoj Everest? Everest zapomienia,pogodzenia się z rzeczywistością,stratą ? Piszę więc ,że jałam smaczne lody w Mielnie,na spółe z mamą...by wrócic do tego  co beztroskie. Ginące gdzies w codzienności spraw,coś oczym po chwili nikt nie pamięta,bo ma to na co dzień ; może po to sięgnąć o tak,bez wysiłku... Lody - smak dzieciństwa,świata bez trosk, świata szczęśliwości...

 Moje były owoce leśne,maliny,borówka ,truskawki i czerwona porzeczka. Lody 2 gałki jagodowe.
Kolezanka skuszona lodami w nazwie ,,egzotyczne'' takie też wzieła. I miała kiwi ,banana ,winogrono i ananasa. 
Nie żałowałam . Pucharki jednak wygladają pięknie... czasem jest pięknie,czasem życie wpuszcza nas do pokoju zapomnienia i jest pięknie ....
Przyjaciele pomagają mi  oderwać się od tego swojego ,,ja''- tej łatki  którą przypisało nam życie nie pytając o zgodę ... i dzięki tym aniołom można poczuć się kimś ważnym ,tak normalnym...

czwartek, 17 lipca 2014

Unitral

Nadszedl czas na opowiastkę o spa Unitral. Opowieść nie bedzie długa,bo hotelu za bardzo nie trzeba przedstawiać.
 Takie widoki mielismy z balkonu. Patrzac na lewo bylo widac luksusowe apartamenty.
 Na prawo patrzac ,kawałek parkingu. Na wprost był dach i wieszcholki drzew.
 Ten bar [czy jak to nazwać] obok recepcji. Zamowiłam tam sobie dobre ciastko. Szkoda,ze nie zrobilam mu zdjecia ,bo naprawde bylo apetyczne i ładne. Duzy telewizor na scianie gdzie głównie leciały mecze.
 Bardzo mi sie podobały gablotki z wystrojem i wystawy wina. Fajny i elegancki sposób.
 Korytarz ,ktory prowadził z recepcji do dwóch wind ,ktore na dole zazwyczaj stały otwarte.Zaraz obok wejscia do spa jest jeszcze jedna przeszklona winda.
A tu tencza...
Jak to SPA ,full wypas. Jak ktos moze korzystac 
z tych wszystkich bajerow to ma fajnie.
Personel jest przemily i przyjazny.Jeszcze nigdy się
z tak miłymi ludzmi w sanatorium ne spotkałam...
W pokojach brak tylko czajników,
trzeba je sobie wypozyczyć.Jednak nie ma sie co ociągać,
bo zaduzo sztuk ich tam nie mają.
Unitral polecam wszystkim.
O tyle bylo wygodnie w budynku,że jadalnia była na 1 pietrze,
więc nie bylo trzeba za każdym razem na posiłek zjeżdzać winda.
Przed jadalnią był koncik wypoczynkowy.
Tu widać tylko część jadalni i nasz stolik zaraz przy barze
z trunkami wyskokowymi.
 A tu nasz pokoik.Duży w kwadracie.Tu po lewej...
...tu po prawej. Jedyny duży minus,że w pokoju
nie da się serfować po internecie,ponieważ zasięg
jest za słaby.


wtorek, 15 lipca 2014

Ukojona w ramionach...

Dziś mi się przyśniłeś,... nie ty czytelniku tego posta ,a On. Ty ,który myślałam,że już nie wrócisz do mych snów. Ty który odleciałeś do nowej swej muzy zabierając ze sobą  me sny... Dziś  przyszedłeś nieoczekiwanie,tak jak zawsze ze mną żartowałeś .I znów ofiarowałeś mi swe ramiona, mogłam się w nich schować i poczuć się bezpieczna,ukojona...Mój anioł stróż

poniedziałek, 14 lipca 2014

Witajcie

W piątek nie mogłam doczekać się ślubu ,nosiło mnie. Chciałam juz zaraz. W sobotę od rana przygotowywania,o 13 makijaż ,na koniec przed wyjściem paznokcie,wychodziłam jeszcze z mokrymi i biegłam ,tz prułam elektrykiem by się nie spożnić. To wszystko było jak we śnie,najlepiej pamiętam kościół. Wzruszyłam się jak zobaczyłam moją G,była taka piękna w tej bieli,zachwycająca... Byli piękni. Dostałam piękny bukiet słoneczników ,taki sam jak Panny Młodej. Pan Młody miał też przypięty w kieszonce  słonecznik i jego świadek też.
Wszyscy byli piękni....
Póżniej zbierałam koperty.Przyjaciel pomagał mi się przepchać to Nowożeńców,bo ludzie tak mnie oblegli ,ze sama nie dałabym rady...Trochę byłam jakby wycofana momentami,nie umiałam się znależć,gdzie powinnam stać co robić...Przez wiele tygodni wszystko było w moim życiu pod kontem tego jedynego dnia. Uważanie na siebie nad morzem by się nie przeziebić,a jak coś zabolało był blady strach,że coś może mi być. Póżniej po powrocie z wypoczynku ciagle spotkania a to z krawcowa a to znow cos innego i zylam w dziwnym napieciu,by wszystko bylo idealnie.
Pozniej pojechalismy na sale. Co tu duzo mowic bylo wesoło.Parkiet nie byl za duzy i tanczenie na elektryku bylo trudne.A tym bardziej było to trudne,że byly dwa wózki. Musialam uwazac i czesto patrzec w dol by oszczedzic nogi wszystkim w kolo,a gdy patrzylam w oczy partnera to na kogos najezdzałam. I jak tu znalesc kompromis? :-)
Byly tany i podspiewki przy stole. O malo co bym zlapala bukiet.Tak szczerze gdyby sie nie odbil od mojej reki, to by był moj.Jednak nie chciałam krzyczeć moj ci on...Wiec była powtorka z rzucania. Nie chciałam też go złapać,bo odgrywanie czyjejś panny młodej bardzo by mnie krepowało. Pozniej byl konkurs gdzie mialam spiewac z przyjacielem.Ja osoba,ktora ma fobie,stracilam kompletnie glowe,zaspiewalam refren i zonk. KONIEC i cisza . Moj kumpel zaczoł rappowac i bylo wesolo,tylko ja chcialam zniknac i bylo mi wstyd ,ze tak zareagowałam... Wygral wodke,musze mu ja dac. Szkoda,że to minelo,nie karaoke a slub i ta cala atmoswera.... Szkoda,ze nie mozna zatrzymac czasu i chlonac tej atmosfery ,ktora bylo sie częścia. Dla wielu to tylko ślub,kolejny,dobra zabawa. Dla mnie to duzo duzo wiecej.

piątek, 11 lipca 2014

Ten dzien

Jutro wielki dzien. Tak jak i dla Panny Mlodej ,tak jak i dla mnie. Teraz to trzeba logistycznie wszystko rozegrac by sie w czasie zmiescic ze wszystkim. Ubrac sie na czas,ufryzowac ,umalowac i odwiedzic ubikacje ze 3 razy przed wyjsciem. To moja zmora jest. Czy sie denerwuje? To jakis stres jest,jakas jego forma . On zawsze wslizgnie sie jakims zakamarkiem ,choc go nie chce.  Mam jednak bron- rozowawa malenka tabletuszke. Dzieki temu uspokoi sie zoladek i nie bedzie fikac.
Jutro ma padac,oby sie to nie sprawdzilo, choc upaly tez wielce nie wskazane.  Facet przeczyta i powie i tak zle i tak niedobrze hi. Marzylby sie zloty srodek.
Ciesze sie tez na wiesci,ze moj komputerek znow smiga i jest naprawiony. Bede mogla wstawic zdjecia.  Dostane go juz w poniedzialek. Super!
I wreszcie bede mogla czytac bloga Asi Czapli,bo na tablecie oprocz tla nic mi sie nie wyswietlalo.

piątek, 4 lipca 2014

Porterament

Moja przyjaciolka jutro ma tluczenie butelek. Niestety mnie tam nie będzie. Tak dużo się ostatnio dzialo ,ze wylecialo mi to z glowy,jednak tak naprawdę nie mam z kim tam jutro jechać. Trochę mi smutno bo ,,wszyscy'' tam jutro będą. Bedzie impreza beze mnie.Na wesele ide sama,tz brat mnie zawozi. Szczerze to nie wiem jak to będzie bo brat nie umie sądząc mnie na wózek,robi to dość nieporadnie. Nie dziwota,bo nie ma kiedy tego robić. Mama moglaby pojechac tylko po to by mnie tam na miejscu posadzić na wozek ,ale nie chce. . Wiec mam pod górkę. Rodzinie w ogóle nie bardzo podoba się to,ze jade na wesele,mamie to,ze nie mam pary. Boi sie,ze jesli wystapia klopoty zoladkowe nie bedzie nikogo do pomocy. Ja ufam Bogu,ze nic zlego sie nie wydazy.Pewnie fajnie by bylo mieć faceta do towarzystwa, ale cóż życie mi poskapilo. Mam tylko jednego kumpla ,który przyjedzie z nazyczona. .
Jeszcze jedno wyzwanie mnie czeka na weselu, a mianowicie wysiedzenie  13 godzin na moim elektrycznym wózku. Niestety moja pupa juz nie jest tak jedrną jak kiedyś i po uplywie 3 godzin lewe udo zaczyna bolec. I nogi tez. Naszczescie przechylanie i odciazanie lewej strony pomaga. Bratu tez nie podoba się to,ze jadę, ze jestem swiatkiem, bo uważa, ze nie spelniam kryteriów i się nie nadaje. . On doswiadczyl, ze świadkowa  musi cos robić,pilnować alkoholu czy sukni panny mlodej,ukladac poprawiać itp a ja przecież nie mogę. Tylko,że moja G. nie oczekuje tego wszystkiego ode mnie. Ona chce bym byla. A szczerze, to zawsze chcialam być świadkiem . Kiedyś myslalam,ze będę na ślubie mojego brata,ale nie bylo mi to dane.  To,że G. mnie poprosila to dla mnie wielki zaszczyt i wyróżnienie i ogromna radość. Tylko tych jutrzejszych butelek mi żal i towarzystwa i atmoswery.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Nadmorskie wakacje

Jejku jak ja dawno nic nie pisalam, niestety to z braku sprawnego komputera. Wprawdzie mam malego tableta,jednak puki co nie wiem jak zdjecia  z aparatu na niego przenieść  które chcialabym dodać do tego posta. Wiec będzie tym czasem bez nich :-(
Moje wakacje nad morzem w zasadzie się udaly, byly pewne problemy zdrowotne; tz zoladkowe jednak poradzilam sobie jakoś z nimi.
Pogoda przywitala nas zimnym wiatrem i pochmurnym niebem ,jednak to niepowstrzymalo nas przed pujsciem choć na chwilke nad Baltyk. Ja i koleżanką A. wygladalysmy jak 2 balwanki.  Trzy warstwy ubrań na sobie,przynajmniej ja,bo moja koleżanką dość mocno zahartowana. Czasem marzlam od samego patrzenia na nią.
Pogoda ogolnie byla dobra,nie padalo za dużo ,może z poltora dnia. Zdarzaly się pochmurne i zimne dni jednak szlo się w zaciszne miejsce na promenadę i bylo milo.
Moja koleżanką A. byla pierwszy raz w Mielnie wiec oprowadzanie po miasteczku przypadlo mi i muszę powiedzieć, że byla to bardzo mila funkcja. Przekonalam się ,ze moja orientacja w terenie nie jest taka zla jak myslalam. Myslalam,ze po 2 latach ostatniego pobytu w Mielnie nic nie będę pamiętać gdzie co jest. Na szczęście stalo się inaczej. Co myśmy tam robily? Codziennie szlysmy nad morze . Niestety za zimno bylo by iść się poopaac na piachu. Uczynilysmy to dzień przed wyjazdem,lecz nie zagrzalysmy dlugo miejsca na plaży ,bo zimny wiatr nie zachecal. Do poludnia bylo super cieplo,sporo się opalilam na promenadzie, na plaży slonce zaszlo i bardziej zmarzlam niż skorzystalam ze slonca,które schowalo się za chmurę. Cieszę się ,że mama przestala bać się pobytu nad morzem i wyraża chęć powrotu na polnoc naszego pięknego kraju.
O ośrodku napisze następnym razem,dodam tez zdjęcia z ośrodka i napisze  co nieco o nim.



poniedziałek, 19 maja 2014

Weekendowa wycieczka

Sobotnie popolunie spedzilam z przyjaciolmi w galerii handlowej, jak w amerykańskich serialach ,których bohaterki tak spędzają czas. Postanowilam tez spróbować jak to jest- żart. Tak naprawdę potrzeba byla nieco inna, potrzebowalam dokupić kolczyki do kolii i potrzebowalam torebki do której moglabym powkladac wszystko co mi potrzeba. Moi kochani przyjaciele zorganizowali mi wycieczkę. Dużą  tu zasluge ma M. Dziękuje jej za chceci i za entuzjazm. Nie myslalam, ze będzie nam tak wesolo . Punkt to dobre nastawienie. Bylo mi z lekka glupio, ze cala wycieczka jest pode mnie,pod moje potrzeby, jednak okazalo się, że i  P. potrzebuje cos zakupić,wiec się ucieszylam. Jak to jeden za wszystkich, wszyscy za jednego poszlismy  z nim do sklepu  elektronicznego. Na cale jego szczęście, że byla M. bo  zalatwila gratisy do czytnika,takie jak sluchawki i futeral. Fajna sprawa taki czytnik do książek,choć ja   preferuje książki papierowe,maja swój urok i zapach.,Jednak dla kogoś kto studiuje czy czyta ich bardzo dużo ,to fajna sprawa.  Fajny gadżet.  Po udanych lowach na kolczyki , poszlismy rozgladnac się za spodenkami.  Wymyslilam sobie , że pod spudniczke na ślub  zaloze spodenki i jeśli mi się zadrze spódnica to nie będzie krepacji. Doradzali mi jak mogli, zagruby material itp  , (i racje mieli )  . Rozmowa o moich spodenkach w pewnym momencie zaczela iść w stronę  troszkę mnie peszaca (ale tylko tyci,tyci :-P ) gdy P. zaczol mowic,że pod spódnice powinna mieć spodenki bielizniane ,zaczelo być niebezpiecznie hi,hi. Nie zdazylam zareagować jak wyladowalismy w sklepie z bielizna . No i bylo śmiesznie. Z tych bokserek bezszwowych bylo śmiechu co nie miara . To byl moj pierwszy raz; kupowanie bielizny z mezczyzna i nie swoim. Nie bede wam wszystkiego opisywac ,bo sie nie da.W drodze powrotnej tak się smialismy aż mi tchu brakowalo. Po zakupie gatek pojechalismy do TK MAXX  i tam bylo  równie wesolo, te torebeczki, kapelusiki i opaseczki jak na Royal Ascot. Zaczelismy przymierzac ,ogladac ,wyszlismy w ostatnich sekundach,omalo co by nas  tam zamkneli.Te 8 godzin szybciutko zlecialo,rozstac się  mi z nimi nie chcialo.Ten wyjazd mnie naladowal i poprawil humor. Trochę zapomialam o  stresujacych  sprawach .  Nawet wizyta u dentysty nie popsula mi nastroju.

czwartek, 15 maja 2014

Moje plany majowe

Bardzo dawno mnie tu nie bylo.  Tematów kilka by się znalazlo ,które chcialam poruszyć w maju,jednak popsuty komputer mi to uniemozliwil. Dziś pisze przez tablet. Gdyby nie ten prezent gwiazdkowy od przyjaciolki ,nie moglabym od ponad miesiąca korzystać z netu. Za miesiąc i dwa dni powroce w miejsce gdzie spedzilam cudowny wakacyjny tydzień z przyjaciolka. Tym razem jade z mama i koleżanką i jej mama do Mielna. Tym razem koleżanką zamartwia się pogodę i stresuje. Ja jakoś nie mam czasu za bardzo o tym myśleć.  Mam nadzieje, ze nam dopisze  slonce . Moja mama nie lubi wyjeżdżać daleko,no i wogule nie lubi  a do morza ma jakąś awersje,wiec ladna  pogoda,może by ja nieco przekonala. Niestety nie jestem jeszcze zrelaksowana,bo w ciągu tych ostatnich majowych tygodni ,spedza  mi sen z powiek  moja sukienka na ślub przyjaciolki. Mam kupiona w prawdzie,ale jest za wąska i trzeba ja przerobić; poszerzyć oraz z sukienki zrobić spudnice. Jeśli juz ja będę mieć to  będę spokojna. Na przyszly  tydzień zamowilam makijaż próbny  oraz wizytę u dentystki. Na szczęście wszystkie moje artystyczne prace związane ze ślubem w zasadzie juz skonczylam. A w sobotę czeka mnie chwila relaksu poza domem. Oby bylo chociaż trochę slonca tak jak dzisiaj.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Uspiona

Taka właśnie jestem,zagrzebana w ciężkim piasku,nie mogąca się wydostać na powieszchnie...Gorące piaski pustyni zasypują moje ciało.Chciałabym być jak kiedyś,pełna sił życiowych .Wszystko gdzieś odeszło...

Już nie jestem jedyną chorą na SMA osobą w moim miasteczku.Oprócz mnie jest jeszcze półtoraroczna Z.. Niestety ma typ I ,mniejmy nadzieję,że jak najpóżniej będzie musiała korzystać z inwazyjnego respiratora.Oby Bóg pozwolił jej jak najdłużej być sprawną i cieszyć się beztroskim dzieciństwem.
Z rodzicami Z.  spotkam się jak będzie trochę cieplej ,wyrazili ochotę by spotkać się ze mną i są chyba mnie ciekawi .Może pójdziemy gdzieś na kawę. Szczerze nie wiem o co bedą pytać, jesli o diete itp to ich rozczaruję,bo nic nie stosuje . No ale zobaczymy.Nie czuję się jako wzór do naśladwania czy raczej udowadniania przez moją osobę ,że można mieć zanik mięśni i coś osiągnąć,bo znam lepsze osoby z sma,które naprawdę coś osiągnęły w swoim życiu.Osoby które mimo choroby żyją pełnią życia.
Dla tych rodziców mogłoby być pokrzepiające spotkanie z Asią C. , Agą R.czy Rodzice Precelka i sam Precelek... No ale ja jestem na miejscu , więc pomogę czy wesprę jak będę umiała.

poniedziałek, 17 marca 2014

Niedosyt

Czas mija zegar tylka nieubłaganie mijają sekundy,minuty godziny.Coraz szybciej nie nadążam za upływającym czasem,jestem zawsze w tyle.Kiedyś było inaczej,czas się ślimaczył.Spojrzało się na zegarek była 12,gdy spojrzało się poraz drugi było zaledwie 10 po . A teraz? 12.00 , za chwilę patrzę znowu nerwowo , a tu już 45 po 13...
Mam niedosyt na życie i przeżycia.Już wiem,że nie spełni się moje największe marzenie.Nie pojadę po za granicę naszej ojczyzny i nie zobaczę małego kawałka świata. Myślę,że tą szansę przegapiłam. A raczej nie przegapiłam a wystraszyłam się jej...  I mam wielki żal do siebie o to...
Mam nie dosyt na miłość,każdy jej potrzebuje ,a bez niej radzi sobie raz lepiej raz gorzej...
Niedosyt na przygody ,czas z przyjaciółmi i rodziną, na te mniej lub bardziej szalone chwile.
Chciałabym tyle zrobić a wiem ,że nie dam rady. Nie dam rady zrobić 1/3 tego co bym chciała w tym życiu.
Wiem jedno ,chciałabym w zględnym spokoju i bezpieczeństwie dożyć 40tki...i świętować je w gronie najblizszych.

czwartek, 13 marca 2014

Cieszmy się z małych rzeczy....

Ja się cieszę.Po kilkudziesięciu miesiącach zostałam z mamą zabrana do galerii handlowej.Myślałam,że o tak spędzonym czasie z rodzinką mogę już zapomnieć. Tak ,czyli po za domem  nie na kanapach . Już przestałam o tym wspominać.Jednak stał się cud,cudem i bodżcem entuzjazmu najbliższych stał się fakt ,że będę świadkową na ślubie przyjaciółki  i potrzebuję kreacji.Niestety nie mogę pozwolić sobie na sukienkę,tylko w opcje wchodzi bluzka i spódnica lub jeśli się poddam, spodnie.Jednak tego dnia chciałabym wyglądać inaczej niż zwykle i czuć się dobrze sama ze sobą. Wiec bardzo chcę spódniczkę.
Jednak wracając do tematu, męska część  rodziny postanowiła wystrzegać się sklepów i zakotwiczyła się na ławeczce,a my babki po sklepach .Pierwsze co poszłyśmy do Deichmann-a ,bo mama chciała kupić buty ,ja z P. poszłyśmy oglądać botki,szpilki i balerinki.I objawiły mi się ONE, piękne baleriny i to jeszcze po przecenie,sorry ale oprzeć się im nie mogłam.Cieszą mnie ogromnie.Są śliczne! Nie oparłam się kolczykom z C&A i bluzeczką z innych sklepów. Kupiłam już bluzkę z przeznaczeniem na ślub ,tylko muszę dać do krawcowej by mi podszyła,bo jest zbyt przeżroczysta .No i jeszcze dostałam taką fajną w Reservet.Jest niebanalna w granatowy wzór.Myślę,że będę zakładać do niej moje nowe kolczyki.
Latałyśmy tylko po sklepach z ubraniami,jednak te sportowe z ciuchami tez omijałyśmy,bo one nas nie interesowały. Mama za bardzo nie nadążała za naszym tempem,Miałyśmy tylko 3 godzinki.Około 15 opuszczaliśmy Fokusa i jechaliśmy obejrzeć działeczkę gdzie w przyszłości powstanie dom ,ich wymarzony dom.Następnie pojechaliśmy do naszych na kawę,ja umościłam się na kanapie i tak sobie poleżałam 3 godzinki. W towarzystwie yorka. Do domciu wróciłyśmy około 21.30
A wczoraj odwiedził mnie przyjaciel juz dawno przeze mnie niewidziany.
Więc usiedliśmy sobie po południu w naszym trójkowym składzie ,
bo była też G. i sobie gadaliśmy.Było miło.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Takie tam

A ja tworzę i tworzę .Fajnie tworzy się sztukę nietypową.Nie taką,którą by obejrzeć trzeba iść do galerii gdzie wiszą obrazy i nie można dotknąc eksponatu. Fajnie gdy obraz do nas wychodzi. I żyje pośród ludzi .Nie tylko taki obraz cieszy osobę ktora go posiada, cieszy się, że ma coś oryginalnego i niepowtarzalnego ,ale i uwrażliwia  bodżce wzrokowe przechodniom.Taka sztuka nie służy tylko do bycia ,ale jest w codziennym urzytku...
                 ***
Dziś dowiedziałam się ,że NFZ szuka oszczednosci ,więc niestety zmienił zasady wizyt personelu medycznego u osób korzystających z nieinwazyjnego respiratora w  Wentylacji Domowej
 .Zmiejszyli  wizyty lekarza i pielegniarki.
 Lekarz teraz będzie odwiedzać mnie raz na 2 tygodnie, a moj ulubiony pielęgniarz odwiedzi mnie i zbada raz w tygodniu ,a rehab zostaje bez zmian. Mój pielęgniarz pomagał mi w wychodzeniu na spacery latem,teraz widzę to bardzo ...w czarnej perspektywie...
Trzeba bedzie przywyknąć do tego faktu.... dlatego nie tesknie za latem...

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozmowy niekontrolowane II

Ja
-co tak myślisz Ilona?
- wiesz brak mi go...
I myślę by wyjechać,jak najdalej...
ale uświadomiłam sobie ,że im dalej od niego  wyjadę,to będę bliżej niego...
ja
-hmm...jak na kimś nam zależy trudno jest tego kogoś wyrzucić i z serca a tym bardziej głowy
Ilonko
- Miłość jest jak  przyprawy na straganach w Maroko,kolorowe ,pełne  ciepłych barw ,
jednak zaskakujące w smaku.Czasem  gorzkie i kwaśne ,ostre i słodkie. Zapachy uwodzą, omamiają,
drażnią,koją, uspokajają ... cieszą...
Heecha ja trafiam na te coraz bardziej gorzkie i kwaśne smaki...choć barwy są z pozoru zachęcające.
Ja
-no to gdzie uciekasz?
Ilona
Do pracy :-)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Urodziny cz.2

Tak,tak,miałam w sumie 2 imprezy urodzinowe.Wyszło zupełnie przypadkiem.W niedzile 5 stycznia ,nie mogłam zorganizować urodzin tak jak chciałam z kilku powodów , tak więc  odwołałam. Jednak chciałam by przyjaciółka przyszła ze swoim nażyczonym. Wymyśliłam,że fajnie będzie jak przyjedzie mój brat z żoną . Po prostu będzie weselej. Zupełnie za to nie spodziewałam się wizyty P.. Szczena mi opadła jak go w drzwiach zobaczyłam... Wchodzi i składa mi życzenia .To było bardzo miłe i trochę się już za nim stęskniłam , bo miesiąc go nie widziałam.Było bardzo miło i wesoło... Urodzin miałam nie wyprawiać,jednak mama stwierdziła,że w sobotę na 11 chce bym sobie zaprosiła przyjaciół. No to ja na to jak na lato. I tak się stało. Wszyscy dopisali oprócz P . Tym razem nie mógł,szkoda . Jednak imprezka się udała,bo po pierwsze ,goście się szybko nie ulotnili. Było śmiechu co niemiara ,ale myślę,ze to też zasługa pysznej naleweczki od Ewusi. Trzymałam ją na lepsze czasy żołądka,ale im mijały miesiące tym gorzej z nim było . Pozniej zapomiałam,że ona sobie tam stoi  na pułeczce i taka to historia pewnej naleweczki.
Więc malutka buteleczka naleweczki się rozlała po naparstkach ,ale to jakoś rozlużniło atmosferę .Było ekstra. Już nie mogę doczekać się następnego spotkania  ,tym razem może spotkamy się na gry. Dostałam na urodziny eurobizness od koleżanki. Są chętni do gry,co mnie cieszy.

piątek, 10 stycznia 2014

Urodziny

Jest kilka minut po ups 1.00 więc już po moich urodzinach... Z jednej strony lubię urodziny,bo to okazja na spotkanie się z przyjaciółmi,jednak z drugiej strony to przerażające,że tyle czasu już upłyneło.Czas tak szybko gna... Co osiągnełam? Jakie sukcesy ?...Hmm ,niewiele. Bardzo niewiele...Największy mój sukces to zilustrowanie książki.Jak ja zniknę, moje ilustracje w książce zostaną dlugo po mnie. Kilka wystaw w moim miescie i tyle ....A tak niedawno miałam 27 lat.Teraz mam... kobiety nie pyta sie o wiek,wiec przemilczę.
Dostałam dziś zaskakujący prezent.Bukiet 5ciu czrwonych róż od mojego przemiłego pielęgniarza Sz.,totalnie mnie tym zaskoczył .Zdębiałam. To było niezmiernie miłe. Miło jest dostać kwiaty od mężczyzny.
I jeszcze dostałam na wypróbowanie ruter z wi-fi do poniedziałku,co też było miłym gestem. Dzięki temu mogę pobawić się i zaznajomić  z moim tabletem.






piątek, 3 stycznia 2014

Pieprzyć

Nowy rok nie zaczoł się dla mnie z nowymi nadziejami...optymizmem i z tym wszystkim z czym powinien. Liczyłam choć na to, że z piękną ozdobną szklaną lampką soku[zamiast wina] usiądę do świątecznego stołu ze świeczkami ,choinką itp i będę mogła smutno bo smutno odczuć ,sama nie wiem w sumie co.Coś pozytywnego.Zamiast tego miałam zamkniety dostep do dziennego pokoju.Więc pełna goryczy złości i żalu przywitałam nowy rok...głównie przy komputerze.Nie włączałam koncertów w tv, by jeszcze bardziej nie pogrążać się w rozpaczy. O 24 wyszłam na balkon wypatrywałam tego co znam od zawsze,jedynej rozrywki tego wieczoru,jednak nie cieszyło mnie to wcale ,bo z nerwów mój żołądek zastrajkował. Właściwie nawet się cieszę,bo ten wewnętrzny ból wydostał się ze mnie i czułam autentyczny bół fizyczny...Ten stan negatywnych emocji trwa do dziś,nie umiem się tego pozbyć...
Bolą mnie różne sprawy,mój telefon nie był tak milczący nigdy w sylwestra [i po nim] ... było zaledwie kilka  smsów. Gdybym ja nie napisala smsa to chyba żadne z nich by samo z siebie nie napisało.A on wogóle niczego mi nie życzył.Tylko po świętach glupi sms,bardzo zdawkowy...Co u mnie ,czy przetrwałam swięta...odpisałam i głucho do dziś. I tak to jest,wszystkie deklaracje typu ,jak sie zakocham to nie zapomne o przyjaciołach nic nie znacza. Z jednej strony to rozumiem,bo jak ktoś czeka długo na miłość to póżniej świata za nia nie widzi ,ale ja tak strasznie potrzebowałam ,by ktoś zatęsknił za mną.I mimo ,że ja tęsknie nie piszę.Bo to głównie zawsze ja sie odzywam... Boli cholernie... W życiu tak się w myślach nie naklełam,nie na kogoś,na zasrane życie,na swoją zasraną wrażliwość... Kur... mam tego dość !

środa, 1 stycznia 2014

Tytanic

Mój Tytanic tonie,a ja siedzę zamknieta gdzieś pod pokładem . Bez możliwości wydostania się.Już się nie szarpie ,choć serce tak bardzo boli...