wtorek, 4 sierpnia 2020

Miało być...

Miałam się cofnąć w czasie i opisać to co było  w ubiegłym roku,ale nie było tego wiele.
Była wystawa moich prac we wrześniu w Inowrocławiu . Nie myslałam,że kiedykolwiek uda mi się wystawić coś mojego poza granicami mojego miasteczka. 
A stało się to niemalże przypadkowo. Czasem jedna niewinna rozmowa z obcą osobą może coś znacząco  zmienić w naszym życiu.  
Pojechałam z P. na spacer do Solanek.  Na deptaku siedział  i malował portrety artysta uliczny. 
P jak to P ,nie byłby sobą jakby nie zagadał o egzystencjalne przemyślenia  i problemy artysty,czyli moje 😁 . W moim imieniu zagaił  do niego,bo wie że ja obcych nie zaczepie, wychodzi ze mnie dawna ja,ta nieśmiała. Zapytał o kwestie co maluje czy maluje to co lubi, czy to co lubią kupujacy i czy da się wyżyć z malowania  i czy zna jakaś galerię i czy w takiej sprzedaje swoje obrazy. Pokazałam mu swoje prace ,zareagował na nie jak wszyscy  obcy,wielkim zaskoczeniem. Swoja droga to dziwne,że  ciągle pokutuje poglad ,że  jak sie jest osobą  z niepełnosprawnościami  to,napewno nie ma sie talentu ,lub że  taka osoba maluje dziecinnie.
Nie lubił galerii , ale polecił świeżo  otwarty ,,Dom Artysty".  Poszliśmy zobaczyć co tam wystawiają .  Zajarzyłam i zamarzyłam by móc zostawić tam choć jedną swoją pracę. 
Po powrocie napisałam maila z zapytaniem jak działa ów  galeria.  
Okazało się, że ,,  Dom Artysty" działa  inaczej niż myślałam, i już pogodziłam się z myślą ,że będę galerię odwiedzać  jako gość i tyle. Jednak szefowa galerii niespodziewanie  zaproponowała  mi wystawę na początku  wrześniu  ,a była druga połowa sierpnia. Stres sięgnął zenitu, bo myslałam ,że  jak już będzie to wrzesień 2020 . I ja z tym faktem prześpię się  kilkanaście  razy i zaajceptuję . Była to jednak Opatrzność Boża ,że poszło tak szybko,bo w tym roku już nic by się nie wydarzyło. Wystawę  miałam o nietypowej dla mnie porze ,bo o 19.00 i też czułam niepokój z tego powodu czy mama da radę mnie przygotować ,bo zazwyczaj o 18.00 jest nie do życia i musi się przespać.  
Na szczęście dała radę i ja też . Bałam się tej wystawy,z moim stresem i moim organizmem ktory fatalnie na niego reaguje .Bałam się że  to będzie katastrofa na oczach obcych mi ludzi. 
Wzięłam leki,dwie tabletki waleriany i o matulu! Nie fikał moj żołądek.
Praktycznie do ostatniej chwili nikogo nie zapraszałam ,by było jak  mniej świerków mojego ,,upadku" i upokorzenia ,ale im bliżej było  wystawy tym uświadomiłam sobie,że  głupio byłoby nie zaprosić rodziny czy znajomych z Ina i,że jeśli nikogo nie zaproszą, nikt nie przyjdzie. Znajac życie, myślałam, że mało ludzi przyjdzie na wystawę jakiejś  tam nieznanej nikomu artystki. I tak też było,nie przyszło za wiele osób z zewnątrz.  
Przyjechali znajomi i przyjaciele ,których totalnie się nie spodziewałam. Zrobili mi wielka radość swoją  obecnością. Przyszła ciocia i kuzynka z mężem i córką, których  nie widziałam 10 lat. Zapytacie zapewne czemu aż tyle, ale  to już inna historia...




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz