...jednak trochę jakbym nie była . Byłam na weselu do 3.10. Byłam tak długo ,bo nie chciałam być gorsza od innych gości ,nie chciałam by mnie coś ominęło . Zresztą czułam się dobrze . Właściwie świetnie.
Dziwne,że nic mnie nie bolało i choć nic nie jadłam i nie piłam żadnych płynów samopoczucie dopisywało .W kościele miałam kryzys.Usłyszałam tą piękną pieśń i powtarzałam sobie ,nie słuchaj słów,nie słuchaj słów. Opanowałam się i nie słuchałam... bo człowiek taki głupi jest ,że słucha pewnych słów z perspektywy własnego życia,a raczej pragnień . Mimo własnych refleksji było pięknie.Miejsce w stylu Shabby chic vintage,tak jak lubię...Sama gdybym ....zresztą nieważne...
Dużo tańczyłam ,poprosiłam przyjaciółkę by poszła ze mną na to wesele. Chciałam mieć poczucie bezpieczeństwa i nie czuć się samotnie. Osoby z którymi miedzyinnymi siedziałam przy stole to też bliskie mi osoby były ,ale one miały partnerów. Moj problem imprez "rodzinnych" jest ,że tam gdzie gwarno przy jednoczesnej głośnej muzyce eliminuje mnie z towarzystwa,czemu? Mówię cicho z powodu SMA a z powodu nawracajacych zapaleń uszu nabawiłam się chyba jakiejś guchoty. Nie rozumiem co ludzie mówią, wyłapuje tylko pojedyńcze słowa. Więc całą konwersacja imprezowa mnie omija. Niektóre osoby mają z tego ubaw,a dla mnie to przykrość .
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Heecha pięknie piszesz, wierzę ,żę Twoje marzenia spełnią się choć trochę kiedys :)....
OdpowiedzUsuńnie spełnią się..bo osoby ktora nie rusza rękami ,nie staje na nogach nikt nie chce na żonę..i tyle.
OdpowiedzUsuń