Nie pomyślałabym ,że mogę zaprzyjaźnić się z osobą tak różną od moich wartości i poglądów. Czasem to bardzo trudna relacja , denerwująca, która ma mnie czegoś chyba nauczyć i być może ja ją też. Oczywiście D. ma też zalety, jest kochająca i pomocna dla tych których kocha i lubi. Pracowita, zaradna . Jednak nie daje szansy nikomu z poza tego kręgu. A ten krąg jest bardzo wąski. Szkoda, że na temat każdej osoby ma już osąd. Jest krytyczną dla każdego i ma niepodważalne rację, jest nieomylna, uparta nawet na swoją szkodę.. Wszystko jest głupie co robią inni. Staram się wytłumaczyć, że nie wolno wszystkich wrzucać do jednego wora, że pewne poglądy są złe, że coś co się wyniosło z podwórka i tam było normą ,to nie znaczy ,że było właściwe . Tylko czuje ,że to nadaremne dyskusje.
Ludzie samotni są często samotni z wyboru i tak jak wielu to odpowiada, tak inni narzekają na ten stan.
Zabieganie o znajomości z pobytów w sanatoriów zwyczajnie często nie przetrwają kilka lat, sama wiem jak to wygląda. Doświadczyłam tego osobiście.
A szczególnie tym bardziej te z przed 20-25 lat.
Moja koleżanka nie rozumie ,że tamte emocje wakacyjne już nie wrócą i że ludzie też są już inni z tamtych obozów w Mielnicy . Mówi, że teraz jest jakoś inaczej ,ludzie których spotyka z dawniejszych lat wakacyjnych są jacyś inni .Mniej towarzyscy itp. Gdy jest się młodym jest się po prostu innym. Ona ich pamięta a oni nie koniecznie muszą ją pamiętać . Będąc młodym człowiekiem ma się głowę pełną optymizmu, marzeń ,radości, wygłupów, ideałów i romantycznych uniesień . Nie można wrócić do przeszłości. Po 25 latach zbiera się bagaże doświadczeń wszelakich . I jeśli jest przerwa w znajomości dłuższa, to ci koledzy i koleżanki stają się obcy. Na tych znajomych też czasem patrzymy przez różowe okulary a po latach te zasłony którymi ich idealizujemy, spadają.
Ja się nauczyłam nie mieć jakiś nadziei na po wakacyjno wczasowe przyjaźnie .
Poznałam D. W 2018 tym. Zaczęliśmy rozmawiać kilka dni przed wyjazdem. Wymieniliśmy się telefonami i gdyby D. nie zrobiłby pierwszego kroku ,nie byłoby tej znajomości. Mnie stresuje dzwonienie do obcych, wychodzi ze mnie chyba ta dawna nieśmiałość . Nie lubię się też ludziom narzucać.
Póżniej odwiedziłam ją w Ciechocinku na następny rok gdy była w sanatorium latem. Poprosiłam P. by ze mną pojechał i dziękuję mu za to ,że się zgodził. To był bardzo dobry dzień. Bóg podarował mi łaskę dobrego samopoczucia. To był nie tylko dobry dzień dla mnie i D. ale i dla mnie i P. Bo my lubimy swoje towarzystwo. A mieliśmy okazję i być tylko troszkę tam ze sobą. Ani ja przy nim nikogo nie muszę udawać, ani on przy mnie. Lubiłam tą jego luzacką naturę. Ułańską fantazję. Tęsknię za tym...
Ale to wszystko już przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz