środa, 1 lipca 2015

Co za fajny dzień

Miało go nie być,bo miałam nie jechać. Byłam tak słaba. Wczoraj jednak przyjechała rodzinka i mała dzisiejsza solenizantka pyta czemu ciocia nie przyjedziesz? I jak tu dziecku wytłumaczyć,że jej dziadek a mój ojciec ledwo sobie ze mną radzi a gdy jestem tak słaba,to całkiem może to być ze szkodą dla mnie.Kiedyś przy wchodzeniu ;tz wnoszeniu mnie do auta skręciłby mi kark...
To mój brat stwierdził : mam czas to przyjadę po Was i super... Wiecie co, kocham jazdę samochodem,gdy tylko siadam na fotelu obok kierowcy czuję endorfiny szczęścia! Szkoda,że częściej nie mam jak jeżdzić. Dziś zdecydowanie samopoczucie super. Pojechaliśmy do restauracji,to mój drugi raz w życiu i zawsze czuję tremę,bo wiem że nie wszystko mogę zjeść,po drugie często jedzonko ma przyprawy których ja nie mogę i zamiast się póżniej cieszyć dniem i towarzystwem ,walczę z moim  żołądkiem  psuję wszystkim atmosferę...no  i  porcje są gigantyczne.A ja jem tyle co wróbelek.
Dziś zamówiłam sobie łososia w koperkowym sosie z ziemniaczkami. Było dobre i bezpieczne dla mnie .Zjadłam 1/4 tego co było na talerzu...Dla mnie idealne porcje to byłaby z 4 gwiazdkowej restauracji ,tam są takie mikroskopijne dania jak dla jorków hi,hi. Ja właśnie mam żołądek jak taki mały  piesek. Zjadłam i było wszystko ok ,nie czułam ciężkości w żołądku .
W domciu u rodzinki czekał tort. Poprosiłam o cieniutki kawałeczek i serce na pierwszy kęs zaczęło wariować,nawet dobrze jeszcze nie pogryzłam,choć gryżć nie było czego ,bo to idealny był torcik na lato;truskawkowy,bardzo smaczny.Rozpływający się w ustach.Póżniej poleżałam sobie na sofce ,a póżniej nabrałam ochoty na drugi kawałek tortu.U mnie to wyjątkowa sytuacja, by  tyle czy w ogóle jeść po za domem. Pić nic nie piłam,bo przekroczyłabym limit szczęścia. Solenizantka ucieszyła się z prezentu,z czego się z babcią bardzo cieszymy.
A jutro oby wypalił spacer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz