Była wystawa moich prac we wrześniu w Inowrocławiu . Nie myslałam,że kiedykolwiek uda mi się wystawić coś mojego poza granicami mojego miasteczka.
A stało się to niemalże przypadkowo. Czasem jedna niewinna rozmowa z obcą osobą może coś znacząco zmienić w naszym życiu.
Pojechałam z P. na spacer do Solanek. Na deptaku siedział i malował portrety artysta uliczny.
P jak to P ,nie byłby sobą jakby nie zagadał o egzystencjalne przemyślenia i problemy artysty,czyli moje 😁 . W moim imieniu zagaił do niego,bo wie że ja obcych nie zaczepie, wychodzi ze mnie dawna ja,ta nieśmiała. Zapytał o kwestie co maluje czy maluje to co lubi, czy to co lubią kupujacy i czy da się wyżyć z malowania i czy zna jakaś galerię i czy w takiej sprzedaje swoje obrazy. Pokazałam mu swoje prace ,zareagował na nie jak wszyscy obcy,wielkim zaskoczeniem. Swoja droga to dziwne,że ciągle pokutuje poglad ,że jak sie jest osobą z niepełnosprawnościami to,napewno nie ma sie talentu ,lub że taka osoba maluje dziecinnie.
Nie lubił galerii , ale polecił świeżo otwarty ,,Dom Artysty". Poszliśmy zobaczyć co tam wystawiają . Zajarzyłam i zamarzyłam by móc zostawić tam choć jedną swoją pracę.
Po powrocie napisałam maila z zapytaniem jak działa ów galeria.
Okazało się, że ,, Dom Artysty" działa inaczej niż myślałam, i już pogodziłam się z myślą ,że będę galerię odwiedzać jako gość i tyle. Jednak szefowa galerii niespodziewanie zaproponowała mi wystawę na początku wrześniu ,a była druga połowa sierpnia. Stres sięgnął zenitu, bo myslałam ,że jak już będzie to wrzesień 2020 . I ja z tym faktem prześpię się kilkanaście razy i zaajceptuję . Była to jednak Opatrzność Boża ,że poszło tak szybko,bo w tym roku już nic by się nie wydarzyło. Wystawę miałam o nietypowej dla mnie porze ,bo o 19.00 i też czułam niepokój z tego powodu czy mama da radę mnie przygotować ,bo zazwyczaj o 18.00 jest nie do życia i musi się przespać.
Na szczęście dała radę i ja też . Bałam się tej wystawy,z moim stresem i moim organizmem ktory fatalnie na niego reaguje .Bałam się że to będzie katastrofa na oczach obcych mi ludzi.
Wzięłam leki,dwie tabletki waleriany i o matulu! Nie fikał moj żołądek.
Praktycznie do ostatniej chwili nikogo nie zapraszałam ,by było jak mniej świerków mojego ,,upadku" i upokorzenia ,ale im bliżej było wystawy tym uświadomiłam sobie,że głupio byłoby nie zaprosić rodziny czy znajomych z Ina i,że jeśli nikogo nie zaproszą, nikt nie przyjdzie. Znajac życie, myślałam, że mało ludzi przyjdzie na wystawę jakiejś tam nieznanej nikomu artystki. I tak też było,nie przyszło za wiele osób z zewnątrz.
Przyjechali znajomi i przyjaciele ,których totalnie się nie spodziewałam. Zrobili mi wielka radość swoją obecnością. Przyszła ciocia i kuzynka z mężem i córką, których nie widziałam 10 lat. Zapytacie zapewne czemu aż tyle, ale to już inna historia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz