Uważam,ze moją największą wadą jest niezdecydowanie.A przynajmniej ono czasem komplikuje mi życie. Sama je sobie utrudniam na własne życzenie...Byłam z G. w piątek w Inowrocławiu .Będąc w sklepie CCC zobaczyłam torebkę,która wpadła mi w oko.Mała ,taka w sam raz dla mnie.Kolor grafitowy.Niestety w tedy nie wzięłam,głównie z powodu ceny.Jednak w poniedziałek zatęskniłam za nią i postanowiłam,że dziś pojadę z powrotem do Ina by ją kupić.Zastosowałam pozytywne myślenie,że torebka czeka na mnie,ten grafitowy model.Niestety ,nie tylko mi on się podobał.Zostały tylko dwa kolory ciemnoniebieska i czarna.Kupiłam więc ciemnoniebieską. Przy okazji chciałam by mama zobaczyła Solanki. Mama jeszcze nie miała okazji ich zobaczyć,choć tak blisko mieszkamy Inowrocławia. Niestety nie był to spacer,nie można go tak nazwać.Był to raczej sprint wymuszony przez mojego tatę.Pruł moim wózkiem aż się za nami kurzyło.Mama mocno zostawała z tylu za nami z jakieś 10 metrów.Prosiłam by zwolnił ,ale na niewiele się to zdało. Czułam się okropnie,że tato nie liczył sie z mamy ograniczeniami fizycznymi,ale taki niestety jest tato.
Niestety przez cały pobyt w Inie postanowił ,że to on będzie mnie woził.A że wymyśliłam potrzebę pojechania po buty[ Gdyby dowiedział się ,że proszę go o wyjazd tylko po to, by kopić torebkę,byłby bardzo niezadowolony.] to woził mnie tylko po obuwniczych sklepach.Z reszta z nim ciężko się chodzi po sklepach,bo bardzo okazuje swoje niezadowolenie ,że patrzę według niego na drogie rzeczy. Daje mi ,argumenty,że Chińska torebka będzie tańsza i za tą kupioną w CCC kupiłabym trzy tańsze na targu,co oczywiście jest kompletna nieprawda.Bo nigdzie nie kupię torebki za 20 zł , no chyba że w zabawkowym .Nie dało się z ojcem czegokolwiek obejrzeć spokojnie.Nawet butów.Wprowadza nerwową i meczącą atmosferę.On chyba robi tak specjalnie,bym go nie prosiła o wyjazdy.A nie proszę go o to od wielu lat,bo gdy to robiłam zawsze miał do roboty coś ważniejszego. Teraz widzę,że te nasze wspólne wyjazdy nie mają najmniejszego sensu. :(
wtorek, 27 września 2011
poniedziałek, 26 września 2011
Dzień,jeden na milion
Gdy myślę o sobocie zaczynam sama do siebie się uśmiechać.W sobotę wybraliśmy się w trojkę na wesele do Ciechocinka.Z G. ,bo od początku byłyśmy razem zaproszone oraz z P. ,bo myślałam ,że G. będzie zajęta właśnie tego dnia. Umawiałam się tez więc i z nim prosząc o podwózkę oraz towarzystwo.A kiedy okazało się ze jednak pojedziemy wszyscy razem bardzo mi się ten pomysł spodobał.Po kościele mieliśmy w planach połażenie po Ciechocinku.
Po głowie jednak gdzieś mi chodziło ,że na kościele może się nie skończyć,intuicja mi mówiła ,że Monika może zaprosić nas wszystkich na swoje wesele,choć powtarzałam sobie też ,że to przecież niemożliwe,bo ma komplet gości.A jednak ,tak nas zapraszała,że nie wypadało odmówić,zresztą chyba na to zaproszenie trochę gdzieś w duchu liczyłam .Z resztą tak eleganckiego i wyszykowanego P. jeszcze nie widziałam ,pasował na wesele jak ulał.A wiec wyruszyliśmy w stronę domu weselnego.Mieliśmy być godzinkę,choć jak sobie na miejscu uświadomiłam ,że to nie realne i nawet nie wypadało by wyjść.Jednak nikt z nas nie myślał o wychodzeniu;godzinka zamieniła się w trzy super godziny.Wesele było bardzo kameralne.Było około 3o gości. Trudno jest opisać o emocjach,o uczuciach.Być może nie uda mi się tu tego wam przekazać.Wiem jedno mam najwspanialszych przyjaciół na świecie,nie zamieniłabym ich za nic ,ani na nic ,ani na nikogo innego ; są bezcenni! I nie piszę tylko o G. i P.,ale i o E. i wielu innych bardzo sedecznych osobach.
Wracajmy jednak do historii . Było naprawdę przemiło ,Florcia się rozchmurzyła ,ktoś wcześniej zrobił jej ogromną przykrości i było jej bardzo smutno,co i mnie smuciła i martwiła ta sytuacja. Ale na szczęście wrócił jej uśmiech na twarz ,wiec się uspokoiłam.Zresztą nasz towarzysz bardzo dbał o to by nam humory dopisywały.Z podziwem obserwowałam jego łatwość w nawiązywaniu kontaktu z obcymi sobie ludźmi.Ja choć znałam siostrę panny młodej,nie wiedziałam jak zagadać ,o czym.Gdy głośno graja mnie praktycznie nie słychać i ja kiepsko słyszę innych.On natomiast zjednywał sobie tak łatwo sympatię.Dzięki niemu obydwie czułyśmy się swobodnie na weselu...I wiecie co ,brałam udział w dwóch zabawach i nie pozwolono mi się z nich wymigać :-D :-D .No i ...''tańczyłam'' a to z Florcią, z nią potrafiłam wyluzować i Sparrowem.I zaskoczył mnie kolejny raz ,że podszedł do tego bardzo swobodnie [nie można było tego powiedzieć o mnie] i z humorem. Nie wiedziałam jak się zachować,miałam ochotę zwiać.Na moim wózku nie mogę wyczyniać piruetów,niczego nie mogę. Moje ręce tez nie wiele mogą,nie mogą kiwać się w rytm muzyki. Wiec jakoś mi głupio było.Ale mój tancerz spisał się na medal.
Będąc w bardzo dobrym nastroju wpadłam na super szalony pomysł.Cieszę się,że moi przyjaciele odnieśli się do pomysłu pojechania na Solanki entuzjastycznie .A że dojazd nie był daleki pojechaliśmy.I o 20.30 znaleźliśmy się na Inowrocławskich Solankach.Pięknie są one nocą podświetlane.Mienią się kolorami tęczy.Mogliśmy poczuć się władcami tego miejsca,bo oprócz nas praktycznie nikogo tam nie było. Do domu wróciliśmy po 23.00
Sparrow był najlepiej ubranym spacerowiczem tego wieczoru.Ach i bym zapomniała.Myślę,że mieliśmy być na weselu .Florcia utkwi pannie młodej ,czyli Miłce na zawsze w pamięci,bo to ona ja uratowała z opresji.A uratować pannę młodą i jej pomóc,to jest coś :))))
Po głowie jednak gdzieś mi chodziło ,że na kościele może się nie skończyć,intuicja mi mówiła ,że Monika może zaprosić nas wszystkich na swoje wesele,choć powtarzałam sobie też ,że to przecież niemożliwe,bo ma komplet gości.A jednak ,tak nas zapraszała,że nie wypadało odmówić,zresztą chyba na to zaproszenie trochę gdzieś w duchu liczyłam .Z resztą tak eleganckiego i wyszykowanego P. jeszcze nie widziałam ,pasował na wesele jak ulał.A wiec wyruszyliśmy w stronę domu weselnego.Mieliśmy być godzinkę,choć jak sobie na miejscu uświadomiłam ,że to nie realne i nawet nie wypadało by wyjść.Jednak nikt z nas nie myślał o wychodzeniu;godzinka zamieniła się w trzy super godziny.Wesele było bardzo kameralne.Było około 3o gości. Trudno jest opisać o emocjach,o uczuciach.Być może nie uda mi się tu tego wam przekazać.Wiem jedno mam najwspanialszych przyjaciół na świecie,nie zamieniłabym ich za nic ,ani na nic ,ani na nikogo innego ; są bezcenni! I nie piszę tylko o G. i P.,ale i o E. i wielu innych bardzo sedecznych osobach.
Wracajmy jednak do historii . Było naprawdę przemiło ,Florcia się rozchmurzyła ,ktoś wcześniej zrobił jej ogromną przykrości i było jej bardzo smutno,co i mnie smuciła i martwiła ta sytuacja. Ale na szczęście wrócił jej uśmiech na twarz ,wiec się uspokoiłam.Zresztą nasz towarzysz bardzo dbał o to by nam humory dopisywały.Z podziwem obserwowałam jego łatwość w nawiązywaniu kontaktu z obcymi sobie ludźmi.Ja choć znałam siostrę panny młodej,nie wiedziałam jak zagadać ,o czym.Gdy głośno graja mnie praktycznie nie słychać i ja kiepsko słyszę innych.On natomiast zjednywał sobie tak łatwo sympatię.Dzięki niemu obydwie czułyśmy się swobodnie na weselu...I wiecie co ,brałam udział w dwóch zabawach i nie pozwolono mi się z nich wymigać :-D :-D .No i ...''tańczyłam'' a to z Florcią, z nią potrafiłam wyluzować i Sparrowem.I zaskoczył mnie kolejny raz ,że podszedł do tego bardzo swobodnie [nie można było tego powiedzieć o mnie] i z humorem. Nie wiedziałam jak się zachować,miałam ochotę zwiać.Na moim wózku nie mogę wyczyniać piruetów,niczego nie mogę. Moje ręce tez nie wiele mogą,nie mogą kiwać się w rytm muzyki. Wiec jakoś mi głupio było.Ale mój tancerz spisał się na medal.
Będąc w bardzo dobrym nastroju wpadłam na super szalony pomysł.Cieszę się,że moi przyjaciele odnieśli się do pomysłu pojechania na Solanki entuzjastycznie .A że dojazd nie był daleki pojechaliśmy.I o 20.30 znaleźliśmy się na Inowrocławskich Solankach.Pięknie są one nocą podświetlane.Mienią się kolorami tęczy.Mogliśmy poczuć się władcami tego miejsca,bo oprócz nas praktycznie nikogo tam nie było. Do domu wróciliśmy po 23.00
Sparrow był najlepiej ubranym spacerowiczem tego wieczoru.Ach i bym zapomniała.Myślę,że mieliśmy być na weselu .Florcia utkwi pannie młodej ,czyli Miłce na zawsze w pamięci,bo to ona ja uratowała z opresji.A uratować pannę młodą i jej pomóc,to jest coś :))))
wtorek, 20 września 2011
On
Dziś około 5 rano obudziłam się ,zaczęłam myśleć o rzeczach,które nie dawały mi spać.Leżałam tak i nie spostrzegłam kiedy zaczęłam mówić do niego [mojego ,, anioła'' ],że jestem bardzo zmęczona i że muszę odpocząć.A on przyszedł ,położył się koło mnie i swoja dłonią chwycił moją i przytulił mnie.Położył swój policzek na moim i lekko dotykał moich ust swoimi.Ledwo je muskał.Jego policzek był chłodny,jednak nie zimny.Poczułam te wszechogarniające odprężenie i wyciszenie.Mogłam zasnąć w jego objęciach .W tym naszym przytuleniu nie było nic z namiętności ,pożądania.Było wiele ciepła,troski,miłości,bliskości .I istniałam tak sobie w tej cudownej chwili...było to tak namacalne,że chciałam sprawdzić czy to nie złudzenie.Otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie,byłam sama.Niestety to był tylko sen ,który zaczął ulatywać, rozpływać się jak mgła.Zdążyłam jeszcze przez chwile zatrzymać to poczucie ,że on jest ze mną.Mogłabym śnić ten sen noc w noc ,a nigdy nie czułabym się samotna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)