Miało go nie być,bo miałam nie jechać. Byłam tak słaba. Wczoraj jednak przyjechała rodzinka i mała dzisiejsza solenizantka pyta czemu ciocia nie przyjedziesz? I jak tu dziecku wytłumaczyć,że jej dziadek a mój ojciec ledwo sobie ze mną radzi a gdy jestem tak słaba,to całkiem może to być ze szkodą dla mnie.Kiedyś przy wchodzeniu ;tz wnoszeniu mnie do auta skręciłby mi kark...
To mój brat stwierdził : mam czas to przyjadę po Was i super... Wiecie co, kocham jazdę samochodem,gdy tylko siadam na fotelu obok kierowcy czuję endorfiny szczęścia! Szkoda,że częściej nie mam jak jeżdzić. Dziś zdecydowanie samopoczucie super. Pojechaliśmy do restauracji,to mój drugi raz w życiu i zawsze czuję tremę,bo wiem że nie wszystko mogę zjeść,po drugie często jedzonko ma przyprawy których ja nie mogę i zamiast się póżniej cieszyć dniem i towarzystwem ,walczę z moim żołądkiem psuję wszystkim atmosferę...no i porcje są gigantyczne.A ja jem tyle co wróbelek.
Dziś zamówiłam sobie łososia w koperkowym sosie z ziemniaczkami. Było dobre i bezpieczne dla mnie .Zjadłam 1/4 tego co było na talerzu...Dla mnie idealne porcje to byłaby z 4 gwiazdkowej restauracji ,tam są takie mikroskopijne dania jak dla jorków hi,hi. Ja właśnie mam żołądek jak taki mały piesek. Zjadłam i było wszystko ok ,nie czułam ciężkości w żołądku .
W domciu u rodzinki czekał tort. Poprosiłam o cieniutki kawałeczek i serce na pierwszy kęs zaczęło wariować,nawet dobrze jeszcze nie pogryzłam,choć gryżć nie było czego ,bo to idealny był torcik na lato;truskawkowy,bardzo smaczny.Rozpływający się w ustach.Póżniej poleżałam sobie na sofce ,a póżniej nabrałam ochoty na drugi kawałek tortu.U mnie to wyjątkowa sytuacja, by tyle czy w ogóle jeść po za domem. Pić nic nie piłam,bo przekroczyłabym limit szczęścia. Solenizantka ucieszyła się z prezentu,z czego się z babcią bardzo cieszymy.
A jutro oby wypalił spacer.
środa, 1 lipca 2015
piątek, 26 czerwca 2015
Z przymrózeniem oka
Tak trochę to my. Ty chodzisz własnymi drogami. Troche to denerwujące ale i fascynujące , dla mnie ; małej i wrednej.
sobota, 20 czerwca 2015
Ktoś się nami opiekował
Ostatnio przeszłam samą siebie.Wpadłam na wariacki pomysł wyjazdu do sanatoryjnego miasta,ale po co i na co ,to zaraz.
Moja koleżanka którą znam od 10 lub nawet więcej lat i z którą miałam do niedawna kontakt tylko pisemny wybrała się na tygodniowy wypoczynek do sanatorium .Chciała mnie odwiedzić,ale że u mnie w mieście nie ma gdzie się na osiedlu spotkać a i pogoda nie sprzyja przebywaniu na zewnątrz wymyśliłam sobie wycieczkę.
Następny kłopot z kim mam jechać,kto by chciał.Zapytam przyjaciela. Przyjaciel pracuje ,ale co kilka dni ma dzień wolny. Może by chciał ? Okazało się,że chce,ale ma też przykre wydarzenie w rodzinie i dzień przed naszym potencjalnym wyjazdem będzie rodzina.Więc poprosiłam by dał mi znać na wieczór czy nasz wspólny wyjazd będzie możliwy. Głupio mi było tak go prosić,ale nie miałam innej obcji .
Okazało się,że jedziemy. Byłam szczęśliwa podwójnie. Spędzę czas z kumplem,poznam koleżankę . Co tu chcieć więcej.
Zamiast wyjechać o 13.00 wyjechaliśmy po 14.00 ale to jakoś mnie wcale nie zmartwiło.Byłam uchachana i po prostu cieszyłam się naszym towarzystwem. Moja mama przygotowała wyżerkę jakbyśmy jechali na koniec świata. Więc było co jeść i pić. P. mówi mi ,że nie bardzo wie jak jechać i pamięta jak przez mgłę ostatnią tam podróż i to mnie nie zmartwiło,bo to taka jego kokieteria. Choć co jakiś czas pytałam czy dobrze jedziemy,bo głupio było by nie dojechać ze względu na dziewczyny. Ale P. doskonale wiedział gdzie jechać. Koketeria...
Gdy dojechaliśmy wyszło słońce. Przed sanatorium był rząd samochodów ,ale zaraz widzimy piękną lukę na jeden i pół samochodu. Jak dla nas. Podziwiam tego mojego przyjaciela,że mu się tak chce ze mną wygibasy robić,powinien medal dostać- złoty. Przy siadaniu na wózek z auta nachichrałam się . Kto nie widział niech żałuje. I to taka Zosia samosia,nie poprosi o pomoc nikogo, a by mógł.Chociażby przechodnia. Jest ambitny.Chce sam.
Spotkanie było super. Planowałam ,że pojedziemy na dwie godziny.Było tak miło,że nic nie wyszło z wcześniejszego powrotu. Wieczorem poszliśmy na spacer w czwórkę ,ja ,przyjaciel ,K. i jej siostra B. Po 22 czas było się zebrać do domu.Piotrek troszkę się zdenerwował,bo przecież rano do pracy ,trochę mi było głupio bo powinnam tego przypilnować. Zapakowaliśmy się do samochodu i w drogę. Za miastem zaczęło padać ...no i wpadliśmy w poślizg. Obróciło nas i wepchnęło na sąsiednie pobocze. W tym czasie przebiegło mi tylko przez myśl,że te samochody z naprzeciwka w nas zaraz uderzą.Było mi wstyd jak zatrzymaliśmy się na poboczu ,bo się darłam. Dokładnie mówiąc zdrobniałe imię P............... z takim przeciągnięciem jakby te moje krzyki miały nas uratować od złego. A po sekundzie się poddałam, że będzie co ma być. Zatrzymaliśmy się pod pomnikiem radzieckim . P. był długo roztrzęsiony [choć to złe słowo] ,a mnie szybciutko minęło. Życie mnie nauczyło,że po złych chwilach trzeba o nich zapomnieć,choć też bywa ,że analizuję coś bez końca. Ale nie to. Myślę,że się przejął ze względu na mnie,bo jest bardzo odpowiedzialny. Jeszcze drogę przebiegł nam lis i kuna. Tak dla rozrywki w egipskich ciemnościach. Gdy dojeżdzaliśmy pomyślałam by przestało padać i przestało. Zajechaliśmy pod mój dom o 24.30 . U mnie kawusia na pobudzenie i start do domu o pierwszej w nocy....Czekam na kolejną wycieczkę z moim przyjacielem.I już nie mogę się doczekać. Będzie fajnie.
Ps. Mama oczywiście o niczym nie wie i niech tak zostanie.
Moja koleżanka którą znam od 10 lub nawet więcej lat i z którą miałam do niedawna kontakt tylko pisemny wybrała się na tygodniowy wypoczynek do sanatorium .Chciała mnie odwiedzić,ale że u mnie w mieście nie ma gdzie się na osiedlu spotkać a i pogoda nie sprzyja przebywaniu na zewnątrz wymyśliłam sobie wycieczkę.
Następny kłopot z kim mam jechać,kto by chciał.Zapytam przyjaciela. Przyjaciel pracuje ,ale co kilka dni ma dzień wolny. Może by chciał ? Okazało się,że chce,ale ma też przykre wydarzenie w rodzinie i dzień przed naszym potencjalnym wyjazdem będzie rodzina.Więc poprosiłam by dał mi znać na wieczór czy nasz wspólny wyjazd będzie możliwy. Głupio mi było tak go prosić,ale nie miałam innej obcji .
Okazało się,że jedziemy. Byłam szczęśliwa podwójnie. Spędzę czas z kumplem,poznam koleżankę . Co tu chcieć więcej.
Zamiast wyjechać o 13.00 wyjechaliśmy po 14.00 ale to jakoś mnie wcale nie zmartwiło.Byłam uchachana i po prostu cieszyłam się naszym towarzystwem. Moja mama przygotowała wyżerkę jakbyśmy jechali na koniec świata. Więc było co jeść i pić. P. mówi mi ,że nie bardzo wie jak jechać i pamięta jak przez mgłę ostatnią tam podróż i to mnie nie zmartwiło,bo to taka jego kokieteria. Choć co jakiś czas pytałam czy dobrze jedziemy,bo głupio było by nie dojechać ze względu na dziewczyny. Ale P. doskonale wiedział gdzie jechać. Koketeria...
Gdy dojechaliśmy wyszło słońce. Przed sanatorium był rząd samochodów ,ale zaraz widzimy piękną lukę na jeden i pół samochodu. Jak dla nas. Podziwiam tego mojego przyjaciela,że mu się tak chce ze mną wygibasy robić,powinien medal dostać- złoty. Przy siadaniu na wózek z auta nachichrałam się . Kto nie widział niech żałuje. I to taka Zosia samosia,nie poprosi o pomoc nikogo, a by mógł.Chociażby przechodnia. Jest ambitny.Chce sam.
Spotkanie było super. Planowałam ,że pojedziemy na dwie godziny.Było tak miło,że nic nie wyszło z wcześniejszego powrotu. Wieczorem poszliśmy na spacer w czwórkę ,ja ,przyjaciel ,K. i jej siostra B. Po 22 czas było się zebrać do domu.Piotrek troszkę się zdenerwował,bo przecież rano do pracy ,trochę mi było głupio bo powinnam tego przypilnować. Zapakowaliśmy się do samochodu i w drogę. Za miastem zaczęło padać ...no i wpadliśmy w poślizg. Obróciło nas i wepchnęło na sąsiednie pobocze. W tym czasie przebiegło mi tylko przez myśl,że te samochody z naprzeciwka w nas zaraz uderzą.Było mi wstyd jak zatrzymaliśmy się na poboczu ,bo się darłam. Dokładnie mówiąc zdrobniałe imię P............... z takim przeciągnięciem jakby te moje krzyki miały nas uratować od złego. A po sekundzie się poddałam, że będzie co ma być. Zatrzymaliśmy się pod pomnikiem radzieckim . P. był długo roztrzęsiony [choć to złe słowo] ,a mnie szybciutko minęło. Życie mnie nauczyło,że po złych chwilach trzeba o nich zapomnieć,choć też bywa ,że analizuję coś bez końca. Ale nie to. Myślę,że się przejął ze względu na mnie,bo jest bardzo odpowiedzialny. Jeszcze drogę przebiegł nam lis i kuna. Tak dla rozrywki w egipskich ciemnościach. Gdy dojeżdzaliśmy pomyślałam by przestało padać i przestało. Zajechaliśmy pod mój dom o 24.30 . U mnie kawusia na pobudzenie i start do domu o pierwszej w nocy....Czekam na kolejną wycieczkę z moim przyjacielem.I już nie mogę się doczekać. Będzie fajnie.
Ps. Mama oczywiście o niczym nie wie i niech tak zostanie.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Taki głupi los
Wystawa coraz bliżej a antybiotyk nie działa...Podobno płuca zainfekowane,a ja nawet tego nie czuję.
Dostałam nowy antybiotyk,który jeśli nie zadziała po 3 dniach ,to jeszcze mam 2 alternatywy.Zastrzyki lub szpital.
Moje plany by zrobić coś dobrego rozchodzą się we mgle.To miała być moja duma.
To będzie moja ostatnia wystawa.Już nie będę nastawiać się na taką ze spotkaniem z autorem.To jest moja osobista wielka porażka.Już nie chcę więcej rozczarowań.
Czemu nie mogłam być chora miesiąc przed wystawą? czy dzień po niej ?
Dostałam nowy antybiotyk,który jeśli nie zadziała po 3 dniach ,to jeszcze mam 2 alternatywy.Zastrzyki lub szpital.
Moje plany by zrobić coś dobrego rozchodzą się we mgle.To miała być moja duma.
To będzie moja ostatnia wystawa.Już nie będę nastawiać się na taką ze spotkaniem z autorem.To jest moja osobista wielka porażka.Już nie chcę więcej rozczarowań.
Czemu nie mogłam być chora miesiąc przed wystawą? czy dzień po niej ?
niedziela, 17 maja 2015
Takie tam
Napisane jakiś czas temu.
Tak bardzo jesteś mi drogi
i choć bym się wspięła
na ostatni szczebel marzeń
i tak cię nie dosięgnę.
Jesteś jak wietrzyk w gorące dni ,
który muska moj policzek
dając wytchnienie.
Gdy zostaje w samotności duszy
pszychodzi deszcz
zimny i nieczuły na podrywy
mego serca.
Z dedykacją dla Krystka ;-]
Żeby było wiadomo,nie piszę wierszy ,nie umiem ich pisać . To są takie moje dumki i tyle.
Tak bardzo jesteś mi drogi
i choć bym się wspięła
na ostatni szczebel marzeń
i tak cię nie dosięgnę.
Jesteś jak wietrzyk w gorące dni ,
który muska moj policzek
dając wytchnienie.
Gdy zostaje w samotności duszy
pszychodzi deszcz
zimny i nieczuły na podrywy
mego serca.
Z dedykacją dla Krystka ;-]
Żeby było wiadomo,nie piszę wierszy ,nie umiem ich pisać . To są takie moje dumki i tyle.
wtorek, 12 maja 2015
5
Piąty spacerek zaliczony,było miło i miłe towarzystwo. Tylko trudno mi pocieszyć i wesprzeć osobę,która tego potrzebuje a ja nie wiem jak . Bo tak szczerze nie jestem w stanie przy największych chęciach.
sobota, 2 maja 2015
Zaplątana
Zakupy dadzą Ci chwilkę radości i puste konto w banku lub w portmonetce... słodycze nie zastąpią bliskiej osoby i nawet nie smakują tak jak jej obecność...Nie jedzenie nie sprawi ,że kogoś będzie to obchodzić,niejedzenie nie sprawi,że będziesz ładniejsza ...niejedzenie nie sprawi,że nie znikniesz bezboleśnie...
Chciałabym te wszystkie negatywne emocje wylać na papier ,chciałabym by eksplodowały i by zrodziło się z tego coś dobrego,pozytywnego i inspirującego...ale nie ,bo czemu akurat mi... chyba już nie potrafię...jestem za słaba... zbyt mało utalentowana... Wszystko siedzi w głowie i nie chce wyjść...
Więc choć przestań kupować ,objadać się pustymi kaloriami .Opamiętaj się. Przestań ...przestań...
Chciałabym te wszystkie negatywne emocje wylać na papier ,chciałabym by eksplodowały i by zrodziło się z tego coś dobrego,pozytywnego i inspirującego...ale nie ,bo czemu akurat mi... chyba już nie potrafię...jestem za słaba... zbyt mało utalentowana... Wszystko siedzi w głowie i nie chce wyjść...
Więc choć przestań kupować ,objadać się pustymi kaloriami .Opamiętaj się. Przestań ...przestań...
Subskrybuj:
Posty (Atom)