Pisze czasem o pierdołach-tak mogą odczytywać to postronni , moich wydarzeniach z życia ,może mało istotnych dla innych, tych radościach które pomagają mi dalej żyć i znajdować jeszcze w tym życiu jakiś sens...Lecz w glowie tyle się dzieje ,tyle pokoi bez tapet,bez barw. Lęków i znaków zapytania bez odpowiedzi... Czasem boję się co dajej,czy zdołam się oswoić z tym co nieuniknione? Czy wespne się na swoj Everest? Everest zapomienia,pogodzenia się z rzeczywistością,stratą ? Piszę więc ,że jałam smaczne lody w Mielnie,na spółe z mamą...by wrócic do tego co beztroskie. Ginące gdzies w codzienności spraw,coś oczym po chwili nikt nie pamięta,bo ma to na co dzień ; może po to sięgnąć o tak,bez wysiłku... Lody - smak dzieciństwa,świata bez trosk, świata szczęśliwości...
Moje były owoce leśne,maliny,borówka ,truskawki i czerwona porzeczka. Lody 2 gałki jagodowe.
Kolezanka skuszona lodami w nazwie ,,egzotyczne'' takie też wzieła. I miała kiwi ,banana ,winogrono i ananasa.
Nie żałowałam . Pucharki jednak wygladają pięknie... czasem jest pięknie,czasem życie wpuszcza nas do pokoju zapomnienia i jest pięknie ....
Przyjaciele pomagają mi oderwać się od tego swojego ,,ja''- tej łatki którą przypisało nam życie nie pytając o zgodę ... i dzięki tym aniołom można poczuć się kimś ważnym ,tak normalnym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz