Musze powiedzieć,że w tym roku ,choć były emocjonalne wzloty i upadki i niemalże wakacje przesiedziałam w domu to na szczęście takie rzeczy szybko zacierają się w pamięci i zostaje ta reszta,a tą resztą są wypady z przyjaciółmi.Myślałam,że jak przyjdzie pażdziernik to pewnie wszystko się skończy ,lub bardzo przystopuje.
A tu niespodzianka,jednak nic sie nie kończy. To super,ponieważ odbijam sobie czasy samotności gdzie były tylko spacery po moim mieście ,które pokonywałam tymi samymi oklepanymi scierzkami.Wprawdzie z moją kochaną mamą,jednak ile można z rodzicem? ...Poza letnimi spacerami było chorowanie,od pażdziernika aż do maja .Co 3 lub 4 tygodnie brałam antybiotyki . I ta nieustanna walka o siły ,a póżniej już obawa o zdrowie i ciagłe napięcie z tym zwiazane....
Teraz czyli od 3 lat ,zaczełam nowy rozdział w swoim życiu.Rozdział ,który wprowadzał mnie w normalność.To był powolny proces ,właściwie on nadal trwa. Przestałam bać się o to ,że może ubrałam się za lekko i teraz złapię chorobę,nie przejmuję się tak tym bardzo jak kiedyś. Nie boję się wychodzić zimą. Pewnie ,że kondycja fizyczna nie będzie taka dobra jak przed feralnymi feriami w Tleniu '93...żałuję czasem ,że straciłam wiele sprawności bezpowrotnie,straciłam przez te ferie tak wiele...
Przez namowy G. zdecydowałam się na respi i to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć,bo moja męka z zapaleniami płuc się skończyła .
Dzięki Florci odkrywam na nowo radość życia,przyjażni,spełniam przy jej pomocy i radości swoje marzenia,te duże i te maleńkie.Mogę spotykać się z przyjaciółmi w ich domach,co nigdy tego nie robiłam .Nie spotykałam się w taki sposób towarzysko.Zawsze bardzo tego pragnełam i chciałam poczuć jak to jest.Nikt nigdy nie zapraszał mnie na urodziny, domówki i inne imprezy,choć miałam koleżanki.
Dzięki G. mam przyjaciela .Gdyby nie ona nie miałabym szansy go poznać. I on nie miał by szansy mnie polubić. Teraz robię rzeczy z przyjaciółmi o których wcześniej mogłam tylko śnić; koncerty ,kino ,potańcówki i wariactwa jak wygłupy,siadanie pod drzewami i na murkach...
Co jeszcze mnie czeka? Może lot balonem,albo przejażdzka super szybką wyścigówką? Nocny spacer? Myślę,że to i wiele więcej jest możliwe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podziwiam Twój optymizm, walkę z chorobą i wytrwałość.
OdpowiedzUsuńDecyzja o respi nie jest i nie byłaby łatwą decyzją dla każdego z nas i innych niepełnosprawnych. Decyzja o respi nie była dla mnie łatwa na początku, a teraz stwierzdziłbym, że była słuszna, bo infekcje prawie znikły.
Pozdrawiam i życzę wielu udanych wypadów ze znajomymi:)
Szymon z tym optymizmem jest u mnie różnie,raz jest lepiej a raz gorzej .Decyzja o postaranie sie respi nigdy nie jest łatwa,ani o ten nieinwazyjny a tym bardziej o inwazyjny. Czasem trochę mi żal ,że tyle lat z tym wzlekałam ,ale z drugiej strony,gdybym to zrobiła kilka lat wczesniej nie poznałabym mojej serdecznej koleżanki M. Więc wszystko jest tak jak miało być .Cieszę się,że i ona jest w moim życiu,bo jest wspaniałym człowiekiem.
OdpowiedzUsuń