poniedziałek, 12 października 2015

Byłam

...jednak trochę jakbym nie była . Byłam na weselu do 3.10. Byłam tak długo  ,bo nie chciałam być gorsza od innych gości ,nie chciałam by mnie coś ominęło . Zresztą czułam się dobrze . Właściwie świetnie.
Dziwne,że  nic mnie nie bolało i choć nic nie jadłam i nie piłam żadnych płynów   samopoczucie dopisywało .W kościele miałam kryzys.Usłyszałam tą piękną pieśń i powtarzałam sobie ,nie słuchaj słów,nie słuchaj słów. Opanowałam się i nie słuchałam... bo człowiek taki głupi jest ,że  słucha pewnych słów z perspektywy własnego życia,a raczej pragnień . Mimo własnych refleksji było  pięknie.Miejsce w stylu Shabby chic vintage,tak jak lubię...Sama gdybym ....zresztą nieważne...
Dużo tańczyłam ,poprosiłam przyjaciółkę by poszła ze mną na to wesele. Chciałam mieć poczucie bezpieczeństwa i nie czuć się samotnie. Osoby z którymi miedzyinnymi siedziałam przy stole to też  bliskie mi  osoby były ,ale one miały partnerów.  Moj problem imprez "rodzinnych" jest ,że  tam gdzie gwarno przy jednoczesnej głośnej muzyce eliminuje mnie z towarzystwa,czemu? Mówię  cicho z powodu SMA a z powodu nawracajacych zapaleń uszu nabawiłam się  chyba jakiejś guchoty.  Nie rozumiem co ludzie mówią, wyłapuje tylko pojedyńcze słowa. Więc całą konwersacja imprezowa mnie omija. Niektóre osoby mają z tego ubaw,a dla mnie to przykrość .

czwartek, 24 września 2015

Nic nie wiem

To dla mnie taki nerwowy czas...nie mój ślub...nie moje wesele ,a jednak nerwy mam duże.
To moje uczestnictwo w tej uroczystości jest  ważne dlatego,że po 1 ] więcej już nie będzie.
To ostatnia osoba z przyjaciół która ślubuje. Po 2] to bardzo ważna osoba.
Chciałabym dobrze czuć się sama ze sobą , ładnie wyglądać,mieć coś adekwatnego do uroczystości i nie pójść w tym samym w czym byłam u przyjaciółki 2 lata temu. Niestety to jest tak   karkołomny wyczyn,że wręcz niewykonalny. Kiedy nie ma się jak pojechać do centrum handlowego to jest się spalonym na starcie... uroki  mieszkania w pipidówie ...Moja frustracja i gorycz osiągnęła bardzo wysoki pułap.
Próbowałam zamówić bluzkę z allegro,moje pierwsze i chyba ostatnie zamówienie.Pechowe jak cholera.
Zamówiłam  satynową białą ,kosztowała mnie ta zabawa koło 100zl. Czekam i czekam i nic .Jak bluzki nie ma tak nie ma.Odpowiedzi na mojego maila też nie.Najgorsze,że nic z tym nie mogę zrobić,bo mama zawieruszyła przekaz pocztowy,wiec dowodu nie mam ,że dokonałam wpłaty. Pocieszam się,że na szczęście to nie 300-czy 200 zł... Ale zawiedżona i tak jestem.
Wczoraj poprosiłam więc przyjaciółkę M. o kupienie mi bluzki w galerii. Bo czas nieubłaganie biegnie,pędzi i uroczystość zbliża się wielkimi krokami.Dziś M.zapakuje i prześle mi pocztą.
 Muszę prosić osoby trzecie by mi pomagały.To trudne tak fatygować osoby ,o których wiesz,że są bardzo zabiegane...
Oby mi zdrowie i siły dopisały ,bo ostatnio bardzo różnie z tym jest .Jak znam mój ,,fart'' jeszcze  może mi  coś nie miłą niespodziankę wywinąć...
 A chciałabym naprawdę miło spędzić czas na weselu z przyjaciółmi...

piątek, 21 sierpnia 2015

Uczucia

****
Ludzie powinni być odpowiedzialni za swoje uczucia
i to jakie mają postępowanie w stosunku do innych.
Nie wiem czy to zupełnie nieświadome,
....



środa, 19 sierpnia 2015

Szaleństwo

Jak dla mnie zrobiłam coś bardzo szalonego,jednak gdyby nie zgoda mamy nic z tego by nie wyszło.
Tego lata nigdzie na turnus rehabilitacyjny nie wyjeżdżałam,z braku funduszy.Lato jednak pogodowo dopisało.
Słońce zaczęło wręcz męczyć i trudno było wytrzymać te 40 stopniowe upały w mieście .Beton niemiłosiernie się nagrzewa. Znajomi zaczęli wyjeżdżać nad morze i przyznam się,że trochę pozazdrościłam.
Pomyślałam... jadę ,też chce.Więc ,jadę do koleżanki ,która zapraszała mnie do siebie i z  którą spotkałam się pierwszy raz w lipcu tego roku. Przedtem kontaktowałyśmy się wyłącznie przez net. W sumie się trochę wprosiłam,zapytałam czy mogę przyjechać na 4 dni.Mogłam. Jedynie co mi zostało,to  namówić mamę i poprosić brata czy mógłby mnie zawieść. Zgodzili się. Miałyśmy na spakowanie się 4 dni,ale było tak upalnie,ze trudno było się zebrać i zrobiliśmy [ mama ]  to na dzień przed wyjazdem.
W dzień wyjazdu jeszcze próbowałam pofarbować włosy ,jak to u nas wszystko na ostatnią chwilę.To było mamine szaleństwo.Niestety pierwszy raz w życiu miałam reakcje alergiczną i musiałam zmyć farbę po 15 minutach. Na szczęście farba załapała.
Do Władysławowa jechaliśmy 4 i pół godziny ,obyło się bez korków,podróż była przyjemna.
U koleżanki byłam 5 dni .Mieszkałam u niej w domu.Bardzo serdecznie i gościnnie nas przyjęto .
To niesamowicie ,że można być tak ciepłym ,sympatycznym i otwartym do osób ,
które się ledwo zna.
To było dla mnie nowe ,bardzo sympatyczne doświadczenie.  Każdy dzień spędzony z Karolcią oraz jej siostrą Bożenką, był sympatyczny ,I te nasze rozmowy i żarty i spacery. Szkoda,że nie dłużej byłyśmy ,bo dopiero pod koniec pobytu zaczęłam orientować się w terenie.
 Naprawdę było to szaleństwo na które nie zdecydowałabym się chociażby rok wcześniej,
to dla  mnie  duży krok
Bardzo odważny .
Byłam ,jestem z siebie dumna.
 A to widok z okna.
 Przelewające się morze w kadrze ,niestety 
zdjęcie robione słabymi rękoma 
i to efekt.
 Budka ze słonecznego patrolu.
 Władysławowo jest rajem hortensji .Są w każdym ogródku.
Na każdym skwerku.
Powrót do domu też był przyjemny i o pół godziny krótszy,
chyba dlatego,że autostradą.
Wracaliśmy w piątkę ,bo mój brat
z rodziną był na jednodniowym pobycie nad morzem 
i podjechali po nas i wróciliśmy razem do domu.