Ostatnio targaly mną emocje związane z dniami młodzieży. Znów serce rywalo się do bycia we wspólnocie, chciałoby się przeżyć jedność, radość w modlitwie z tymi wszystkimi ludźmi młodymi że świata. Tak bardzo by chciało się śpiewać z nimi i po prostu być tam,być częścią tego święta. Niestety nigdy nie byłam i serce zawsze mi się łamalo.
Szczerze nie rozumiem ludzi których tam nie ciągnęło . Znam też takie osoby co i owszem zjeżdża na ŚDM ale tylko za granicę. W moich oczach taka osoba dużo traci,bo jej wcale nie chodzi o modlitwę o wspólnotę i spotkania z Ojcem Świętym, a raczej o turystykę ŚDM. No bo jak to nazwać inaczej? Darmo ma się nocleg, pomoc ,wyżywienie, towarzystwo. . Gdy Kraków ma się pod nosem ,teoretycznie jest się katolikiem a mówi, że i owszem, ale tylko za granicą. U mnie taki człowiek ma duży minus-hipokryta . To takie kłamstwo tej osoby wobec siebie samej. Gdyby modlitwa była ważna to i Kraków byłby ważny ,byłby radością i pragnieniem w przeżywaniu wspólnej modlitwy...
W tym roku obiecałam sobie,że nie będę oglądać Światowych Dni Młodzieży . Nie będę oglądać serce nie będzie tak boleć, no nie mogłam. Po prostu,choć tak uczestniczyłem w tych dniach. Oglądałam i czasem miałam gole w gardle, czasem pociecha łza.
To piękne móc jeździć na rekolekcje które wzmacniają wiarę. Ech.
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Doskonale cię rozumiem mnie też ciągnęło...
OdpowiedzUsuń