Ostatnio zalewał mnie smutek.Duży i łatwo było mnie zranić...Tak bardzo chciałam jechać do Lichenia ,pomodlić się odbić się od dna.Pojechałam z przyjacielem z mamą i pewną dziewczyną .Ona ma duchowe problemy i jechała osobno[teraz już wiem czemu nie chcieli jej w autokarze] Dużo ludzi nie wierzy w Boga w dobro i zło.Ja jechałam samochodem z kobietą opętaną... nie chorą psychicznie ,autentycznie mającej w sobie złego ducha... Nadal jak myślę,to się boję..Jeśli myślicie ,że diabeł to bajki ,to się bardzo mylicie. Mama miała gorzej bo siedziała obok niej ...
Bazylika w Licheniu jest piękna ,zachwycająca ,ale nie zwiedziłam. Podróż z tą dziewczyną tak rozbiła mamę,że nie chciała już wracać w tym samym składzie.... Ściągnęła mojego brata z domu .P. zamiast miło spędzić czas to udzieliła mu się nerwowość mojej mamy... szukając mojego brata ,który za wcześnie przyjechał i siedział 4 godziny w samochodzie,z winy roztargnionej mamy,która mu nie powiedziała,że najpierw idziemy na mszę... I zamiast cieszyć się Ojcem Bashaborą ,myślałam długo o wszystkim , nie o tym co powinnam,a jak już się uspokoiłam,to okazało się ,że brat wściekły.Dostało mi się rykoszetem za nie swoje winy.
Ten dzień to jeden wielki chaos....
Nie lubię chaosu,bo sprawia,że sama tracę głowę...
niedziela, 12 lipca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz