Dziś niedziela,u nas tak często jest dniem stresogennym i często jest dniem niepokojów.
Jeśli strach mnie paraliżuje,czuje jak każdy nerw,każda struna nerwu jest u mnie napięta. Oddech się spłyca i w pewnym sensie nie chce mi się oddychać.Oddycham więc jakby na przekór,niechęci oddechu. I nie potrafię w tedy nic.Nie potrafię się modlić i to nie oznacza ,że nie wierze w modlitwę, ja nie wierze w moc swojej.Nie potrafię się skupić. W chwilach lęku czuję pustkę,która mnie wszech ogarnia.Czuje się bezsilna .Chciałabym być silna i bohaterska ,ale jestem kłębkiem strachu i niemocy. Jednak mam nadzieje,bo mama zapewnia ,że będzie lepiej,że już nie raz tak było.Więc tkwię w internecie by nie myśleć by uciec.Gdybym całkiem straciła nadzieję i przestała się łudzić ,nie pisałabym tu. Pochłonęłaby mnie czarna otchłań.
Boje się przyszłości,a jeśli zostanę sama? Kto się mną zajmie? Kto mnie lepiej zrozumie niż ona ?Moja mama jest najlepsza,czasem mamy inne poglądy,czasem się nie rozumiemy ,czasem się złościmy na siebie wzajemnie , ale bardzo się kochamy.Ona jest dla mnie moim światem i dla niej głównie chce mi się żyć i na odwrót. Mama żyję dla mnie,bo inaczej już by się poddała.
niedziela, 15 stycznia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz