czwartek, 23 sierpnia 2012

Podróż życia...

Tak ona już za mną. Życie bywa zaskakujące.Zobaczyć morze ,być nad nim, było dla mnie tak odległym marzeniem,że niemal nieosiągalnym jak podroż do Anglii.
Mielno było moim Londynem.Tak właśnie było.
Zawsze będę powtarzać ,że jestem wielką szczęściarą ,mając taką przyjaciółkę jak G. Takich osób to ze świecą szukać.Nie ma takich słów na świecie ,które potrafiły by wyrazić moja radość ,że ja znam,by wyrazić moje przywiązanie do niej.Po prostu KOCHAM CIĘ moja przyjaciólko.
Moja przygoda z morzem zaczęła się 7 dni temu w piątek.Kilka godzin jazdy samochodem nie był taki trudny.W połowie drogi zaczęłam odczuwać trudy posiadania gorsetu.Wpijał mi się w żebra i powodował ból. Starałam się jednak to  ignorować i myśleć o celu podroży.O Mielnie!
Wyjeżdżałyśmy z domu bez deszczu a w Koszalinie lalo strasznie. Wiec nagłos powiedziałam. Panie Boże proszę o słońce nad morzem,dojeżdżamy a tu słonko wychodzi.Ma się te chody u góry,co nie ? :-P
Pogodę miałyśmy rożną,najcieplejsze były dwa pierwsze dni .Pierwszy raz plażowałam się nad morzem.Jedyne plażowanie jakie pamiętam to te z dzieciństwa nad jeziorkami.Cudnie było leżeć na leżaczku  ze stopami na chłodnym piasku...

Pogoda bardzo ładnie układała się pod nas .Praktycznie zawsze robiło się pogodnie gdy szykowałyśmy się do wyjścia.W Mielnie promenada jest skromniejsza od tej w Kołobrzegu,jednak ma  swój urok i miło się po niej spaceruje. Morze jest tak piękne, ta niekończąca się woda ,przywołuje uczucie nostalgii i jakby cichej samotności... Miałam okazje zobaczyć wzburzone morze, piękne i nieokiełznane.Ciesze się,że pogoda była tak rożna,bo dzięki temu mogłam poczuć potęgę nadmorskiego wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz