Miałam wczoraj sen...sen o moich uczuciach i odczuciach i ostatnich rozterkach...w sumie nie wiem po co on był,przecież nie trzeba mi pokazywać co czuję i jak jest,przecież to wiem.
Śnił mi się pies, to był Hovawart. Dziwne śnić o rasie której się nie zna i znajduję się ją i poznaje przez google...
Był biały,a raczej jasno biszkoptowy.
Szłam z dwoma osobami do kogoś kto miał tego psa. Ta jedna osoba [to był chłopak] bal się wejść.Wiec mu mowie,ze trzeba być pewnym siebie to pies nie atakuje. Ja i mój przyjaciel weszliśmy na posesje bez spinki.[Tego wstępu nie bardzo rozumiem,chyba byłby zbędny]
Siedzimy w pokoju .Ja na wózku przyjaciel przede mną od lewej strony na krześle a koło mnie ten pies.Najpierw z lewej a póżniej od przodu siedział.Tylko ze ten pies był poraniony.Na pysku głowie i gdzieś na łapie nie miał włosów. Był jakby poparzony,lub raczej miał wyrwane włosy,ale tam gdzie nie miał sierści skóra była biała ,zdrowa.Miejsca braku sierści były duże. Pies patrzył się na mnie,a ja zaczęłam czuć się nieswojo ,zaczęłam się jakby bać reakcji psa.Najpierw chciałam go pogłaskać a póżniej niepokój narastał . Aż w końcu się odepchnęłam i odjechałam na pół metra od psa i ... I wtem przyjaciel odepchnął się [pies znikł ] i podjechał na krześle na kołkach na którym siedział [co przedtem nie dostrzegałam] i był zaraz koło mnie blisko.Teraz już z prawej strony...
Większość rozumiem z tego snu,cały jego sens . On opowiada o moich relacjach z bliska mi osoba.Pies to symbol przyjażni. Nawet tą sierść rozumiem...Jak to mózg sobie przetwarza ...niesamowite...
piątek, 27 listopada 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz