Wczoraj byłam na urodzinach u koleżanki .Niesamowicie mnie zaskoczyła,bo nikt tak się jeszcze nie cieszył na mój widok, jak ona...Zaśpiewałyśmy z G. na całe gardło Sto Lat . Zgrany z nas chórek.
Ja choć cieszyłam się na te wyjście to nie przypuszczałam,że tak za szwankuje mi organizm.Stół był zastawiony a ja nic nie posmakowałam,nawet torcika.Głupio mi było ,że nic nie mogę . A było tyle smakowitości.Mój żołądek się zbuntował.Wiec ja broniąc się przed oczywistym ,czekałam by mi przeszło złe samopoczucie i czekałam i czekałam .Fajnie,że solenizantka nie ciągnęła mnie za język ,tylko opowiadała co u niej.Mimo mojego stanu było miło.Jednak nie bardzo mogłam mówić, bo było mi niedobrze i mnie mdliło.
Nawet nie macie pojęcia jakie mam szczęście mając moją kochaną przyjaciółkę ,która jest wyrozumiała dla mnie.Kiedy tak sobie o niej myślę miód rozlewa mi się na moje serce.
Martwi mnie nawracające kłopoty z żołądkiem na tyle nerwowym.Każda nowa sytuacja ,coś co robię pierwszy raz lub gdy jestem po prostu podekscytowana obraca się w niechciany stres i bardzo przykre dolegliwości .Nie jestem wstanie stresu kontrolować ani pozbyć.Jednak muszę coś zrobić ,bo znów nadejdą w moim życiu ciężkie czasy ,a tego bardzo,bardzo bym nie chciała.I wiele dobrych chwil może mnie ominąć.
A tak na koniec, by nie było smutno dostałam ,,wałówkę '' do domu ze smakołykami. Pierwszy raz jadłam krewetki.Zawsze byłam ciekawa jak to smakuje i teraz wiem.Nawet te stworzonka smaczne.
sobota, 14 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz